Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Z naturą nie wygrasz


No i klops. Miałam wczoraj poćwiczyć. Organizm zaprotestował. Poszlam usypiać syna i padłam. Zamiast wstać i zrobić coś dla siebie- padłam. Spałam z nim do 2:00 aż obudziła się Młoda na butlę. Półprzytomna nakarmiłam ją, przewinęłam, wstawiłam kaszę gryczaną (kilka miesięcy temu odkryłam na nowo kasze i nie wyobrażam sobie dnia bez nich) i poszłam się myć. Rozbudzona prysznicem misternie wklepywałam w swoje metry kwadratowe skóry, różne specyfiki. W efekcie kasza się trochę przypaliła. Ciężka to była noc. Nie mogłam później zasnąć. Młoda się kręciła a ja słyszałam każdy jej oddech. Na szczeście Pierworodny  spał jak zabity.

Dziś od rama Pierowrodny wstał w dobrej formie. Uśmiechniety, zadowolony. Robię już wszystko żeby nie drażnić w nim lwa. Nie chce mieć problemów przy wyjściu do przedszkola. Niestety nie udało się. Najpierw afera że przy myciu oblałam mu piżamę. Później że nie chce iść do przedszkola. Afera przy windzie to już standard bo ja gapa zapomniałam ze to on musi nacisnąć przycisk. Spóźnieni czekaliśmy az winda zjedzie na dół i późiej znów ją przywołamy na górę. Po drodze płacz bo mu zimno w nogi... itd itd. Masarka. Jeszcze tylko za 30lat i będzie spokój.