Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wracam pokonana, z podkulonym ogonem, ale z nowym
planem


Co mnie pokonało? Moje podejście: wszystko albo nic! Czyli to, co zwykle. Nie chce mi się nawet rozpisywać na ten temat, bo i tak zapewne każdy wie, o co w tym chodzi. Wiosną jakoś się trzymałam, nawet z dobrymi efektami. Jednakże po Wielkiejnocy było ciężko mi się ogarnąć na nowo i wróciłam na dobre tory dopiero w maju, ale tylko na trzy tygodnie. Całe lato (jak pamiętamy, w tym roku wyjątkowo długie) to była istna jazda po bandzie: jedzenie na mieście, kanapki i fast foody z automatu lub cateringu w pracy, oprócz tego domowe jedzenie (bo swoje, gotowane jednak bardzo lubię). A do tego często wieczorami było zimne piwko na balkonie, albo w jakimś fajnym lokalu z bardzo dobrymi (i bardzo drogimi) piwami regionalnymi. Nic dziwnego, że d**a coraz grubsza, a portfel coraz chudszy :D 4 miesiące solidnego popuszczania pasa nie mogły ujść mi bezkarnie, więc tak oto tu wracam z nowym planem, którym jest jedzenie czysto w 80-90% (nie w 100) w rozrachunku tygodniowym. Od teraz pozwolę sobie na zachciankę (nie cheat meal ani tym bardziej cheat day, ale na 1 "zakazaną" na co dzień rzecz) raz w tygodniu - z założenia w niedzielę. Jeśli jednak zdarzy się zjedzenie czegoś poza planem w inny dzień niż niedziela, to w niedzielę będę jeść czysto. Cykl tygodniowy ustalam od poniedziałku do niedzieli, i w każdym takim cyklu może być tylko jeden dzień, w którym zrealizuję jedną zachciankę jedzeniową (przy czym lepiej, żeby nie były to dwa dni z rzędu, czyli niedziela i następujący po niej poniedziałek. Jednakże, jeśli tak zrobię, to odpuszczam zachciankę w następną niedzielę. W ramach wyjaśnienia, zachcianka to jakiś fast food na mieście lub z cateringu w pracy, słodycze (najlepiej domowe!) albo bardziej kaloryczny domowy obiad (jak np. talerz frytek z patelni). Będę natomiast unikać gotowców sklepowych (typu pierogi, krokiety, zupki chińskie, parówki, pizze i zapiekanki do odgrzania, słodkich gazowanych napojów). Tak, ze wstydem i niesmakiem przyznaję się do jedzenia tych wszystkich wynalazków wymienionych w nawiasie. Sama siebie nie rozumiem, przecież to nawet zbyt smaczne nie jest :/ A, no i oczywiście alko też out :-) Moim celem jest odchudzenie tyłka i utuczenie konta bankowego :D Do końca roku zamierzam zejść z wymiarów 3-cyfrowych na 2-cyfrowe. Wagi nie mam, może to i lepiej :D Mogę polegać na miarce krawieckiej i ciuchach (oby coraz luźniejszych!). Swoją drogą, jak ciężko jest się wymierzyć przy takiej kulistej sylwetce. Bo jak tu poprowadzić miarkę wokół talii, jak nawet nie wiadomo, gdzie ta talia jest. Albo ja po po prostu nie umiem tego poprawnie zrobić. Za każdym razem wychodziły mi inne wyniki, nie wiem jak to w ogóle możliwe (?). Może to przez to, że trudno mi było poprowadzić miarkę równo (na dokładnie tej samej wysokości) wokół danego obwodu, albo raz mierzyłam się na luzie, a drugi raz ciaśniej. Po kilku próbach w końcu udało mi się w końcu ustalić te diabelskie liczby. Uwaga, oto one: 105/92/108 w kolejności: cycki, talia (a właściwie miejsce na środku tułowia, bo talią trudną to nazwać), zad. Do końca roku mam plan zejść w cyckach i zadzie do liczby 2-cyfrowych, a w talii poniżej 80 cm. To chyba realne założenie.

P.S. No i oczywiście postaram się pisać tu w miarę regularnie. Chciałam nawet skasować obecne konto i założyć nowe, ale trochę szkoda mi było tekstów, które tutaj naskrobałam, a do tego weszłam w statystyki odwiedzin pamiętnika, i okazało się, że były regularnie, aż do września. Czyli ktoś tu jednak zaglądał w okresie mojego długiego milczenia :D         

  • pumonek

    pumonek

    5 października 2018, 13:41

    Powodzenia:)

  • karmelikowa

    karmelikowa

    2 października 2018, 07:29

    Powodzenia Ci życzę i trzymam kciuki za Ciebie i powodzenie :) dobrze ze zostalas na starym koncie. ..:)