Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ta płeć mnie rozwala...


Nie jestem obecnie w związku. Nie pamiętam jak to jest a może wręcz już nie wiem, bo tyle czasu minęło od prawdziwej relacji. Relacji, która nie byłaby podchodami. To, z czego się jeszcze nie wyleczyłam nie wiem, czy było relacją, czy jakimś snem z Matrixa, no ale mniejsza o to.

W moim jeszcze obecnym biurze, w innym dziale pracuje bardzo interesujący facet. Kojarzy się z... no, przyjemnościami. ;-) No i tenże facet zaczął uskuteczniać jakieś podchody wobec mnie. Na początku mi to nie przeszkadzało, do momentu gdy się dowiedziałam, że jakiś czas wcześniej zerwał ze swoją dziewczyną, która była wówczas w zaawansowanej ciąży. Dzieckiem się zajmują na zmianę, ale on nie chce do niej wracać, bo ma jej dość. Niestety dowiedziałam się tego nie od niego. Wycofałam się z podchodów no i wydawało się, że podchody przerodzą się w normalną znajomość kolegi i koleżanki. Od jakiegoś czasu jednak dzieje się coś dziwnego - wpadam na niego dosłownie co chwilę, a dzisiaj to wręcz uciekłam z biura. Dobra, wczoraj też. To jest po prostu facet, który chce się bawić, a do tego ma najwyraźniej problem z oczami. Może siebie nie widzi w lustrze - z takim seksapilem mógłby mieć każdą laskę. Do tego też nie ma wyobraźni - myśli sobie, że po rozebraniu ja będę wyglądać lepiej? :-D Bądźmy szczerzy - jeszcze nie. Ta fajna sylwetka jest in progress. Więc nie wiem, o co chodzi. Nawet jeśli chce się bawić ze mną w podchody bo np. założył się z kimś, to przecież docelowo ma dojść do konsumpcji? Jak on sobie wyobraża konsumpcję ze mną w roli głównej?

Mam jeszcze drugi ciekawy przypadek. Znajomy, który pomaga mi z różnymi sprawami - ma żonę a od dłuższego czasu dostaję od niego jakieś sygnały. Prawi komplementy, ze wszystkim chce mi pomagać, dzwoni do mnie (za często), no i oczywiście skarży się na żonę ("my to tylko formalnie jesteśmy razem, bo dzieci").

No a ten facet od Matrixa... też szkoda gadać. Nie wiem, jak mam o nim zapomnieć, choć się staram. Znajomego, który ma żonę lubię i tyle - więc odpada. Boję się angażować w cokolwiek z facetem z biura. On naprawdę nie wygląda na gościa, który myśli o stałym związku. A ja bym chciała mieć z kimś prawdziwe love. Tyle że obawiam się, że dopóki nie będę czuła się pewniej ze swoją sylwetką, to nie będę w stanie odpowiedzieć na żadne sygnały, ani od plejboja ani od mojego wymarzonego. Bo sobie wmówię, że sygnałów nie ma.

Miał być wpis z tezą, że nie radzę sobie przez zachowanie facetów, a wyszło, że ze sobą się nie mogę dogadać.

  • Babcia.Weatherwax

    Babcia.Weatherwax

    21 sierpnia 2014, 07:50

    Ha, romansów/zwiążków pracowych nie polecam. Milion lat temu spotykałam się z gościem przez rok, pracowaliśmy na początku razem, potem on pracę zmienił, ale i tak całe biuro tym żyło. A jak do tego dodać to podejście Twojego... Trzeba jasno dać kosza jednemu i drugiemu, jeśli Cię to nie interesuje i rozejrzeć się na inny,m terenie:)

    • czarnaowca001

      czarnaowca001

      21 sierpnia 2014, 19:38

      To nie jest facet z mojego zespołu - łączy nas to, że pracujemy (jeszcze) pod szyldem jednej firmy. Aktualnie jestem na etapie tłumaczenia sobie, że wszystko mi się przywidziało (dzisiaj były kolejne ciekawe akcje) i że powinnam się skupić na odchudzaniu i dokształcaniu się. :-)