Za mną słaby pod względem dietetycznym weekend. I odpoczynkowym też...
W sobotę wieczorem zaliczyliśmy urodziny u koleżanki, gdzie pozwoliłam sobie na nieco więcej niż bym chciała. Wróciliśmy późno.
A w niedzielę ruszyliśmy do Poznania. Nie umiem jeszcze planować jedzenia na podróż. No i na miejscu też nie było lepiej. Wpadło trochę niewegańskich produktów, ale nawet nie chciało mi się kombinować, żeby było "po mojemu". W poniedziałek miałam spędzić fajny dzień w Poznaniu, niestety w sobotę wieczorem R. czymś się zatruł i całą noc spędził wymiotując. Musiałam więc czuwać... Następnego dnia, niewyspana (do tego dodać niewyspanie po urodzinach), ani nie miałam sił na planowanie, ani zwiedzanie... Z resztą mieliśmy wyjechać po 15, a z tego wszystkiego wyruszyliśmy przed południem. Tak więc cała wycieczka to podróż w dwie strony i niezdrowe jedzenie :(
Wczoraj już było ok, i dziś też. Ćwiczenia jak zwykle, ale co z tego...R. siedział w domu, a ja ćwiczyłam w drugim pokoju. Miałam akurat Plyometric, czyli trening podskoków. Godzina ćwiczeń i masa potu. R. co chwilę pytał czy żyję, a na koniec po raz kolejny zapytał jak to jest możliwe, że tak ćwiczyć a waga ani drgnie...
No cóż. Chyba za Waszą radą udam się do dietetyka i trenera w jednym, żeby ocenił mój plan. Tylko, żeby nie kazał mi mięsa jeść...
Postanowiłam też zrezygnować z ostatniego posiłki, nawet jeśli miałoby to być jabłko.
Energio przybywaj!
VeganGirl
21 lutego 2013, 14:51Wiesz ja dopiero jestem na czwartym dniu, więc jeszcze mam energię, ale jak nie będę miała siły, to rower odchodzi w odstawkę. A Ty kiedy robiłaś oczyszczanie, jak długo, jak Ci poszło?
VeganGirl
21 lutego 2013, 00:02Mam nadzieję, że trafisz na dobrego specjalistę, bo z tego co się orientuję cieżko jeszcze znaleźć dietetyka prowadzącego wegańską, czy nawet wegetariańską dietę z przekonania.
prostota
20 lutego 2013, 21:38Ja też na razie czuję, że jestem z weganizmem na etapie eksperymentu, bo dwie poprzednie próby skończyły się dla mnie źle (np. brak okresu przez trzy miesiące). Ale ciągle się uczę tego, jak jeść, żeby było zdrowo i mam nadzieję, że mój organizm (wyhodowany na mięsie, serach i jajach) się jednak z weganizmem polubi :) Co do Mięsożercy, to wiem, o czym mówisz - mam taką samą sytuację z moim ojcem, który w wege-barze nie tknie nic. Raz wyciągnęłam go na wegański tort i potraktowałam to jako osobisty sukces. A gdybyś mimo wszystko zawitała do Poznania, to mogę polecić miejsca, gdzie naje się i weganin, i mięsożerca ;)
marii1955
20 lutego 2013, 15:58Widzę , że zamartwiałaś się minionym weekendem - głowa do góry . Ważne , że wróciłaś do SWOICH ZAMIERZEŃ i je kontynuujesz a nie zadręczasz się tym ciągle . Śmiałam się pod nosem jak przeczytałam, że R. "... co chwilę pytał czy żyję ..." hehe . Jeżeli chodzi o takie wyjazdy ... to faktycznie one dają nam w tyłek . Ale co poradzić ... trzeba żyć i cieszyć się życiem , młodością ... a reszta jest do osiągnięcia . Gorąco pozdrawiam :)))
violkalive
20 lutego 2013, 14:43Dziekuje serdecznie;)) a energii to wszystkim brak przez te zimno i zimno-pozdrwiam serdecznie.
prostota
20 lutego 2013, 13:44Szkoda, że nie dałaś znać, że będziesz w Poznaniu - chętnie bym poleciła "zaprzyjaźnione" lokale z wegańskimi opcjami :) Jeśli chcesz iść do dietetyka, to lepiej przed zapisaniem się sprawdź, czy "uznaje" wege-diety. Dobrze jest też poszukać informacji w internecie, może na forum wegedzieciak coś będzie? Nie ma sensu, żebyś marnowała swój czas, żeby dowiedzieć się, że musisz jeść więcej mięsa ;) Wracaj do zdrowego żywienia i nie załamuj się!
1sweter
20 lutego 2013, 13:43ee... no to kiszka wyszła z Poznania... zawsze mówiłam że Poznań to nie jest dobre miejsce na ziemi... a tak na poważnie... mam nadzieje że Raf już jest ok, musimy koniecznie wypić herbatkę... mam nowego rooibosa... nawet niezły jest... coś ostatnio rozjechały się nam herbaciane spotkania... brakuje mi ich :o))