Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Co za dramat! POMOCY!!!


I to taki generalny! Niech to jasny dziad trafi, albo nie wiem co. 

Nie dość, że zaliczam spadek formy, motywacji, cierpliwości, poczucia własnej wartości, to kiedy fittnessowo zaczynałam wychodzić na prostą-zderzyłam się z rowerzystą. Biegacz taki niewidoczny- nie WOW. 

Dodam, że  na chodniku. Ścieżka rowerowa obok? Oczywiście, że tak.  Bo przecież nikt nie będzie ludziom w Toruniu mówił jak mają żyć i za nic mają sobie milionową inwestycję w ścieżkę rowerową! Żeby nie było, rowerzysta z serii "pro", super fancy dodatki, ałtfit żywcem z Tour de Pologne wyjęty. Szkoda tylko, że kultury osobistej/trenującego zapomniał dokupić. 

I tak oto rozgoryczona siedzę sobie w domku z przeciążoną nogą i szlag mnie trafia bo jedyne co mogę robić to bicki chyba. Wolałabym raczej, żeby Johny Bravo przyniósł mi herbę  do łóżka, a nie żebym sama miała tak wyglądać. 

Macie jakieś pomysły i porady, co zrobić, żeby nie roznieść miasta w drobny mak ze złości? Albo chociaż, żeby nie wymyślić pretekstu i pójść po ciasteczka? POMOCYYYYY!!!!