No dobra.
W najbliższą sobotę (tj. 14.04.2018) planuję rozpocząć swoją przygodą z dietą dr. Ewy Dąbrowskiej, znanej również jako Post warzywno-owocowy.
Nie jestem na vitalii po raz pierwszy, najprawdopodobniej też nie po raz ostatni, może chociaż się uda, żeby to było moje ostatnie konto tutaj. Całe swoje, już prawie ćwierćwieczne życie nosiłam nadbagaż ze sobą. O ile do niedawna były to znienawidzone, tłuste kilogramy, tak w tej chwili co prawda jest kilka fałdek które mi trochę wizualnie przeszkadzają, to tak poza tym są to moje ukochane krągłości i nikt mi nie wmówi, że nie jestem sexy :).
Patrząc na moją wagę paskową (tak, jest jak najbardziej aktualna), pewnie większość z Was sobie myśli - jak ta stukilogramowa (zapewne) słonica może nazywać siebie seksowną? Otóż tak Moje Drogie/Moi Drodzy - uważam siebie za diabelnie seksowną! Co więcej, nie jestem stereotypową słonicą, bo śmigam po górach, jestem całkiem aktywna, co też skutkuje tym, że moje ciało tylko trochę przypomina galaretę, a cellulitu pomimo wagi mam tyle co kot napłakał.
No dobra, bo się tak przechwalam sobą i przechwalam, ale gdyby wszystko było takie och i ach, to koniec końców by mnie tu nie było. Więc...
Tak jak wspominałam w pierwszym akapicie, mimo całej miłości jaką darzę swoje ciało, to jest kilka rzeczy które trochę mnie drażnią, między innymi:
- fałdki na plecach
- trochę już za bardzo odstający wał atlantycki (pieszczotliwie zwany brzusiem)
- drugi podbródek
- Uda, które obawiam się, że zaczną bardzo cierpieć kiedy w pełni nadejdzie sezon bezrajstopowy i zaczną się o siebie ocierać :P
Wiem, że wiele osób tutaj może mi zarzucić, że są mądrzejsze i bardziej racjonalne sposoby, ażeby tego wszystkiego się pozbyć i zapewne mają rację. Z tym, że niestety niecierpliwa ze mnie osóbka i chciałabym wszystko mieć na już to raz, a dwa, że też nie do końca tylko o utratę tych wszystkich rzeczy chodzi.
Czytając o poście dr. Dąbrowskiej napaliłam się nie tylko na obiecaną szybką utratę kilosów, ale też na wszystkie pozostałe zdrowotne korzyści które to za sobą niesie. Niestety w moim życiu nażarłam się strasznie dużo syfu i chciałabym ten mój biedny organizm trochę podreperować. Liczę na wzrost energii, pomoc z tarczycą, oskrzelami, skórą. Poza tym ostatnimi czasami stało się ze mnie bardzo uduchowione (nie mylić z religijne) dziewczę i taki post ma dla mnie samej trochę wyższe znaczenie niż tylko fizyczność.
Także no... W czwartek zrobię sobie pożegnanie z pieczonymi zimniokami, w piątek wyruszę po siaty pełne warzyw i w sobotę startujemy... Docelowo chciałabym wytrzymać 42 dni, jak przykazano... A jak się okaże w praktyce? Zobaczymy.
Trzymajcie kciuki!