Wiecie co, w sumie to ja lubię jesień. Zawsze jesienią czułam się tak bezpiecznie. Do lata przecież nie zdążyłam schudnąć, a teraz mogłam jeść bez wyrzutów sumienia, bo przecież do kolejnych wakacji daleko.
Dzisiaj jest mi dobrze, bo przez ostatnie pół roku wykonałam naprawdę kawał genialnej roboty. A teraz, gdy na dworze chłodniej i mniej okazji do wychodzenia ze znajomymi, mogę skupić się na tym, by wiosną, kiedy mam założone osiągnięcie celu zaskoczyć wszystkich, rozkwitnąć i wyglądać pięknie. Wszystko wskazuje na to, że moja skóra jest w dobrym stanie i odpukać nie będę miała problemu z flaczkami.
Przede mną jeszcze 20,9 kg, wiem, że to dużo, ale przy tym, co osiągnęłam i przez to, że teraz już czuję się dobrze ze sobą (naprawdę czuję się atrakcyjnie), nie jest to dla mnie problem. Nawet kiedy waga stoi, robię swoje. Tak jakby dieta nie jest już dietą, ale stylem życia, zdrowym stylem. Robię swoje a efekty na wadze to coś osobnego. Skutek tego wszystkiego.
To niesamowite uczucie, kiedy po kilku latach, kiedy nawet panowie robotnicy nie gwizdali za Tobą, mężczyźni zwracają na Ciebie uwagę, odwracają się na ulicy, podrywają w sklepie. Jej, teraz do mnie dotarło, że na tym już etapie czuję się dobrze!
Często słyszę, że ktoś mi zazdrości, bo ja mam taką silną wolę, on tak nie umie. Bzdury totalne. Jeszcze pół roku temu byłam pogodzona z tym, że będę gruba do końca życia. Bo nie umiem, nie mam motywacji, lubię jeść, kocham słodycze, uwielbiam weekendy pewne pełne jedzenia. Jadłam chociaż nie byłam głodna, dla zasady, bo jestem gruba to jem. To nie jest tak, że nagle dorosłam, albo pojawiło się coś w mojej głowie. To nie jest tak, że musi się coś pojawić, jakaś magiczna siła, żebyś nagle zaczęła chudnąć. Trzeba dać sobie tylko szansę, zacząć coś robić, a myślenie zmieni się z czasem. Człowiek przyzwyczai się do wszystkiego i wszystko zbiegiem czasu stanie się dla niego normalne i nie będzie chciał inaczej. Na początku nie było mi tak łatwo przecież, szczególnie w weekendy. Ba! Do tej pory, gdy przychodzi sobota to pojawiają się myśli, że napiłabym się piwa i zjadła wieczorem chipsy, bo tak wyglądały lata mojego życia. Ale czy nie warto? Jasne, że warto, bo jest o co walczyć. :)
Ataner..
8 października 2015, 14:20Świetnie to ujęłaś większość z nas miała taki sam sposób spędzania weekendów. Trzymam kciuki za wiosnę na pewno się uda. Też lubię jesień i czas spędzony w cieplutkim domku.
moniq1989
7 października 2015, 21:26Damy radę z tymi ponad 20 kg ;) A co do jesieni to niewiele osób znam co ją lubią!
Delfifr
7 października 2015, 12:58No nie takie pierdu, tylko poważna sprawa :) Jesteś wzorem do naśladowania. Walcz daleej, te 21kg też zejdzie, a już przy takim nastawieniu z Twojej strony, na pewno :)
106days
7 października 2015, 12:54Ja też uwielbiam jesień i zimę. I nie tylko dlatego, że mogę się opatulić w wieeeeelki sweter i zamknąć z całą zawartością lodówki w pokoju :D Ale to taki czas na poukładanie sobie wszystkiego wewnątrz siebie...
Dobranoc
7 października 2015, 21:44Dokładnie! Świetnie to ujelas. Mam wrażenie że jesienią świat zwalnia. Wszystko jest mniej intensywne. Ma się jakoś więcej czasu.. to genialny moment na nowe postanowienia, nowe zajęcia.
Maratha
7 października 2015, 11:48jak jak bym chciala sobie tak to wszystko w glowie poukladac jak Ty... Gratuluje kochana, wykonalas kawal swietnej roboty
Dobranoc
7 października 2015, 12:10Dziękuję Kochana, mi to przyszło z czasem chyba. Pamiętam jak przeslam na dietę w środę, a byłam troszkę podłamana, że w weekend nie najem się jak świnka. :D To poukladanie w głowie przyszło samo, chyba przyzwyczaiłam się do tego i tyle. :D
agulek1978
7 października 2015, 11:18Właśnie odchudzanie trzeba zacząć od poprzestawiania sobie w głowie.;)
sachel
7 października 2015, 11:07Cudownie się czytało ten wpis. Taki spokój i wiara w siebie. Super!
ann1977
7 października 2015, 10:0320 kg to nic w porównaniu z tym ile juz ubyło Ciebie,poza tym (może się myle) ale teraz to chyba juz łatwiej bo znasz już swój organizm i wiesz że MOŻNA, ☺miłego dnia