Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Perypetii fryzjerskich ciąg dalszy…


Postanowiłam napisać post jak z tym fryzjerem się potoczyło, aby nie pisać Wam dziewczyny każdej z osobna.

 

Byłam dzisiaj u fryzjera. Wczoraj moje emocje sięgnęły zenitu po umyciu ich.

No i tragedia, bo widać, że jedna strona jest dłuższa od drugiej ewidentnie, a pod światłem w łazience widzę nadal linię odrostów. Od razu człowiek nie byłby w stanie zauważyć wszystkiego, na miejscu.

I to po dwóch farbowaniach!!!

 

Zapytałam się co mam zrobić w tej sytuacji?

Najpierw powiedziała, że najlepiej jeżeli ten sam Pan mi tą fryzurę poprawi.

Powiedziałam, że na pewno nie zgodzę się na poprawę przez tego Pana.

I najlepiej chciałabym zwrot kosztów.

Powiedziałam, że nie mogę tego przeżyć, bo uważam, że bardzo dużo zapłaciłam (259zł), dlatego nie mogę tego tak zostawić..

 

Oczywiście tych schowanych do szuflady włosów się wyparli. Powiedzieli, że wszystkie włosy są wyrzucane do śmieci.

Powiedziałam, że już im tego nie udowodnię, ale widziałam co innego.

 

Zadzwonili do właściciela salonu, który powiedział, żebym umówiła się na wizytę i jak będę chciała to mi poprawią włosy.

Chyba, że nie będę chciała, to zwrócą mi pieniądze.

Z tego wszystkiego zapomniałam zapytać czy zwrot częściowy czy cały.

No ale i tak to jakieś rozwiązanie.

Wezmę pieniądze raczej i pójdę do mojego fryzjera z którego byłam zadowolona, aby mi poprawił ten syf. Chociaż nic innego nie pozostaje jak zapuszczać. Dobrze, że chociaż szybko rosną.

Wrócę z podkulonym ogonem do poprzedniego fryzjera.

Nie chcę, aby mi poprawiali, bo boję się, że będą jeszcze krótsze.

Wizyta jest dopiero na 25.03 – długo.

Postanowiłam, że wezmę ze sobą męża, aby mieć świadka, bo czytałam cały weekend o reklamacjach fryzjerskich i tak właśnie radzą.

Mąż powiedział, że zrobimy dzisiaj zdjęcia mojej „fryzury”.

 

Eeehhh….dzisiaj mam jakiś taki kiepski humor. Nie chodzi tylko o włosy. Tak jakoś…..może przez tą pogodę.

 

W ogóle w sobotę waga pokazała równe 77 kg, a dzisiaj 77,7 kg, a trzymałam się diety, ćwiczyłam.

Nie będę się tym filmować.

 

Zostały mi 2 dni cateringu.

Ułożyłam sobie menu na tydzień, żeby wiedzieć co robić, co kupować, a nie zastanawiać się w sklepie co zrobię, bo wtedy może być kiepsko.

Mam nadzieję, że będzie ok.

  • angelisia69

    angelisia69

    14 marca 2016, 14:38

    nie przejmuj sie wzrostem wagi,bo u nas kobiet to normalne wahania,mam nadzieje ze sobie poradzisz juz sama z ukladaniem menu i bedzie lepiej.ale kalorycznosc stanowczo powieksz!!!Co do wlosow,dobrze ze jakis "lepszy"salon i ma chec zwrotow pieniedzy badz poprawy,ale ja bym wziela hajs i poszla do "swojej" i zostaloby mi kasy na jakies kosmetyki jeszcze czy pazurki ;-)

    • dorotha

      dorotha

      24 marca 2016, 13:55

      Nie przejmuję, ważne że spada sobie pomału. Kasę odzyskałam. Za m-c idę do swojego fryzjera :)