Wizyta u mamy skończyła się źle...
Oczywiście zamiary były jak najbardziej dietowe no ale... Kochana moja rodzicielka poprosiła mnie o zrobienie serniczka. Jakbym mogła odmówić? Przecież zrobienie sernika to nie to samo co zjedzenie sernika, prawda? Niestety to były tylko moje złudzenia. Gdy wyjęłam to cieplutkie cudeńko z piekarnika a mamulka podstawiła mi pod nos talerz to jakoś ręce mimowolnie powędrowały w kierunku deseru. Plotkowałyśmy niewinnie a ciastunio szybko się rozpłynęło. Historia łatwa do przewidzenia: jeden kawałek, potem drugi i kolejny, hmmm naliczyłam ich w rezultacie chyba z 5? O matko bosko! Tak się kończą przygody z pichceniem pyszności!
Ale nie to w tym wszystkim jest najgorsze. Muszę zaznaczyć, że był to sernik z bitą śmietaną a konsumpcja odbywała się o 22 Wstyd i hańba! Jestem zawiedziona swoją mobilizacją bo byłam przekonana, że tym razem nie polegnę.
Czasami się zastanawiam dlaczego człowiek jast taki głupi i zachłanny na to jedzenie? Czy nie mógłby zjeść szklanki otrąb i popić wodą? Nie dość, że byłoby to tanie rozwiązanie, to i zdrowe. Ale nie, człowiek musi być całe życie kuszony i wodzony za nos!
Jak ja zazdroszczę chudzielcom!
I łączę się w cierpieniu ze wszystkimi grubaskami.
P.S. Pomijając tą porażkę od jutra postanawiam dietować z lepszym rezultatem