Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
[38.] LICZYĆ CZY NIE LICZYĆ, OTO JEST PYTANIE

Dzisiaj do swej diety wprowadzam kaszę jaglaną i warzywa. Na śniadanko kasza na słodko...czyli z owocami (banan i brzoskwinia), a jedynym cukrem będzie tu fruktoza. I tak zastanawiam się (od dłuższego) czy nie zaprzestać praktyki dokładnego wyliczania kalorii (z ważeniem itp.). W sumie jakiś tam nawyk mam już wyrobiony. Mniej więcej wiem, ile mogę zjeść na poszczególne posiłki, by zbytnio nie przeholować. A szczerze pisząc, kiedy widzę w swoim kajeciku, że  przekroczyłam dzienny limit kalorii działa to na mnie zamiast motywująco, de motywująco. W związku z czym wpadłam na pomysł, by nie mieć tej świadomości, iż na przykład kupione przez matulę winogrona spowodowały przekroczenie wspomnianego limitu o powiedzmy 50 kcali, co zazwyczaj skutkuje u mnie puszczeniem wodzy kontroli i obżarciem się na noc. Sama nie wiem. Może zrobię taki eksperyment przez tydzień i zobaczę co z tego się urodzi. Oczywiście, zacząć go będę mogła dopiero w piątek (wówczas wracam do normalnego jedzenia).