Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
[83.] NIE ZAPESZYĆ I SIĘ NIE ŚPIESZYĆ

Co nagle to po diable - mawia nasze staropolskie (?) powiedzenie, a że nasi pra(pra)dziadowie w wielu kwestiach rację mieli, to się tego trzymam nawet w odniesieniu do odchudzania. Chociaż nie zaprzeczam, że możliwość szybkiej utraty nadbagażu kusi. Oj, kusi...ale jeżeli efekt ma być krótkotrwały, to po jakiego kija?

To czwarty dzień powrotu do grzecznego przestrzegania zasad prawidłowego odżywiania, bez żadnych grzechów spożywczych. Nie przekraczam granicy 1200 kalorii. Zazwyczaj zatrzymuję tuż przed (wczoraj - 1177 kcal, przedwczoraj - 1162). Dziwne jest to, że o ile wcześniej przy trzymaniu się owego limitu nie występowały zawroty głowy i ogólne osłabienie, to teraz tak bywa...Jeśli będzie dalej tak to wyglądać to podwyższę limit do 1400 kalorii. Chcę schudnąć, a nie się zagłodzić, albo sobie zaszkodzić. Zobaczymy...

Grzecznie ćwiczę (zazwyczaj więcej niż) pół godziny dziennie. W piątek, prawdopodobnie, włączę do treningu hula-hop...ciekawe, czy znowu siniaki na mym ciele powstaną niczym po zderzeniu z ciężarówką.
  • Independently

    Independently

    22 stycznia 2012, 13:54

    Masz rację. Lepiej powoli, ale mieć długotrwałe efekty. Jeżeli chodzi o zawroty głowy, przejdź się do lekarza i poproś o skierowanie na morfologię. Może to zwyczajnie brak jakiejś witaminy, a nie tego, że ograniczasz kcal. No albo za dużo stresu? Wiele może być przyczyn. Także wyskrob kilka chwil i porób badania. Lepiej zapobiegać niż leczyć :) Powodzenia! :*