Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
[105.] Na froncie bez zmian.

Na froncie bez zmian, czyli nadal ćwiczę i nie w głowie mi stosowanie jakiejś wymyślnej diety. Najskuteczniejszej z najskuteczniejszych...

Tygodniowo tracę jakieś 0,5 do 0,7 kilograma. Pewnie byłoby więcej, gdybym wprowadziła jedną z tych cudownych diet, ale ja tam wolę MŻ. Średnio dziennie przyjmuję jakieś 2100 do 2300 kalorii, przy takiej intensywności ćwiczeń wystarczająco mało do chudnięcia o czym świadczą spadki wagowe i obwodowe, więc po co mam się głodzić i pilnować każdej kilokalorii przyswajanej w ciągu dnia. Ten etap, dzięki Bogu, mam już za sobą. I tak oto stałam się kobietą wyzwoloną ;D Przynajmniej w tej kwestii.

Po obiadku zmykam na rolki...trzeba korzystać z pogody póki taka łaskawa jest dla nas :)

Dzisiejszy trening:

- 8 minut ABS level 2,
- A6W dzień 14,
- Mel B dziesięciominutowy trening brzucha,
- trening Vitalii - 28 minut,
- dwugodzinne ćwiczenia mm. brzucha, ramion, ud i pośladków plus rozciąganie i rozgrzewka.

Edit: Pierwszy dzień rolek zaliczony...Nie było dobrze, ale też nie jakoś tak strasznie tragicznie. Pamiętam jak się startuje, z hamowaniem trochę gorzej i jakoś tak jedna noga mi ucieka. Czułam się jak dziecko stawiające swoje (nie do końca) pierwsze kroki... Najfajniejsza był reakcja mijających mnie ludzi...nie jakieś tam stukanie się w czoło itp. Czego, nie powiem, obawiałam się...coś w stylu, stara baba a tak się wygłupia. No cóż, okazało się, że nie doceniam ludzi. Ba, nawet słowa otuchy poleciały...w każdym razie nie żałuję i jutro też idę poćwiczyć. Może uda mi się w końcu skręcić ;)


Niech będzie, przyznam się...zaliczyłam jeden upadek... :D