Nawiazujac do wieczornego posta z wczoraj: Udalo sie. Udalo mi sie oprzec pokusie. Najpierw z kolazanka poszlysmy do jednego baru, gdzie wypilam wode z cytryna. Kolezanka zamowila piwo (akurat z alkoholem nie mam problemu, bo za nim nie przepadam, wiec nie jest mi ciezko odmowic sobie piwa). Jak juz kolezanka wypila polowe piwa, wlaczyla jej sie gastrofaza. Chciala zamowic pizze, na co ja odpowiedzialam, ze jesli chce, to niech zamowi sobie mala, bo ja jestem juz po kolacji. Nie zamowila (uffff). Potem poszlysmy do kolejnego pubu gdzie kolazanka wypila kolejne piwa, a ja kolejna wode z cytryna. Heh, a znajoma zastanawia sie czemu tyje... Nie wytlumaczysz jej, że piwo to puste kalorie. No bo jak to, impreza bez alkoholu?! I jeszcze jedno, moze i mieszkam w malym miescie, ale czy to takie dziwne, ze do wody chcialabym dostac cytryne? Kelnerki patrzyly na mnie jakbym chciala prosiaka z jablkiem w ryjku na zlotej tacy. Naprawde, to tylko cytryna. Nie mam wygorowanych wymagan. W kazdym razie, troche potanczylam, poruszalam sie, wiec dodatkowe kalorie zostaly spalone. Tak wiec, udalo sie, Laseczki:)
saga86
5 grudnia 2015, 13:03A ja tam byłam wczoraj na piwie ze znajomymi :) jednak bardzo podziwiam Twoje podejście do diety :) jakbym ja też się tak spięła to by było dobrze :)
Fedora1
5 grudnia 2015, 13:18Po prostu znam siebie i wiem, że gdybym zaczela, to na jednym kawalku by sie nie skonczylo. Tego tez się musze nauczyc. Ale najpierw naucze się sobie odmawiać, a później wydzielac. Czasami mozna sobie pofolgowac ale nie gdy stoi sie na 78kg caly pierdzielony tydzien. Ps. Wczoraj tyle wyrzeczen a dzis waga ani drgnie. Ot, taka nagroda... :)