Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dzieeeeń dooobryyyy ciasteczko!


Ale się tu naprodukowałm. No takie fajne rzeczy napisałem, że byłem z siebie prawie dumny. I co? i skasowałomnie się. Samo i prawie bez mojej pomocy.
W każdym razie popowstaniu dziś rano i dopadnięciu lodówki, okazało się, iż zmieniam się w zwierze.
Zapewne domowe, coś w rodzaju Pantery Pantoflowej, czy Rysia Zapieckowego, ale wyraźnie zostałem potraktowany jak zwierze.
W lodówce znajdowała się zielenina.
Sałata. Ogórek. Pomidor. Tak wiem, pomidor jest czerwony, ale to dalej zielenina.
Na dokładkę była tam woda. A co je taki pokarm? ZWIERZĘTA!
Normalnie zamieniłem się we wściekłe zwierze, wywąchałem 2 plasterki polędwicy sopockiej, łyknąłem zimnego mleka ze słodkim kakałkiem i na 4 łapach pogalopowałem w stronę pracy...
Jak dobrze, że po drodze są sklepy...
A