Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Deutsche Sprache


Bardzo chciałabym Wam napisać, że od kiedy ostatnio tu pisałam przerobiłam maaasę materiału do nauki niemieckiego, pochwalić się moimi oszałamiającymi postępami, ale nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Najpierw jeden wyjazd do Niemiec, później kolejny do dziadków na Słowacji, po nim jeszcze kolejny do Polski i moje życie zostało całkowicie zdezorganizowane. Maximilian przy okazji złapał biegunkę, która wyjątkowo dłuuugo nie chciała mu przejść. Jakoś wszystko szło pod górkę aż do samych świąt. 

Mąż natomiast we wtorek ma rozmowę o pracę we Frankfurcie. Najpierw mówił, że rozsyła CV tylko po to, żeby zbadać rynek, ale teraz okazało się, że zaprosili go na rozmowę o pracę na bardzo fajnym stanowisku, wprost idealnym dla niego - jak twierdzi. Z jednej strony tutaj na SK czuję się zadomowiona, ale z drugiej wiem, że to przecież tymczasowe. Wynagrodzenie też przypuszczalnie miałby sporo wyższe, ale jakoś mi nie zależy. Tutaj naprawdę już sobie unormowaliśmy wszystkie codzienne sprawy i w końcu żyjemy spokojnie. Jak nigdy do tej pory. Po prostu jest nam fajnie.

Syn z kolei bardzo dojrzał po naszych ostatnich wyjazdach. Zrobił się jeszcze bardziej rozważny i stabilny emocjonalnie, generalnie najchętniej cały dzień tylko układałby LEGO i ewentualnie obejrzałby jakąś bajkę, ale koniecznie uczestniczył przy gotowaniu. Przestał też bać się ciemności, co było sporym problemem już chyba od miesiąca czy dwóch, wytłumaczyłam mu cały ten temat i znów śpi po ciemku, bez żadnych lampek. Co rano robimy gimnastykę, czyli tańczymy do jakichś szalonych hitów z youtube i w sumie przez większość dnia mam warunki idealne do nauki. Wszystko można mu wytłumaczyć, dlaczego trzeba zdrowo się odżywiać czy po co uczymy się języków obcych. Czuję, że wyrabia sobie już taką własną filozofię życia, zamiast funkcjonować na zasadzie tego co wolno, trzeba i nie wolno.

Tylko ja jakoś jestem do tyłu. To życie w rozjazdach źle na mnie wpływa, a mieszkanie z dala od rodziny i to w nie swoim kraju jeszcze gorzej. Przyjechaliśmy na święta i znów zatęskniłam. Naładowałam akumulatory, ale wiem, że to działa tylko na jakiś czas. W końcu znów poczuję się samotna. Ciągle czuję, że nie nadaję się do tego trybu życia, który mamy. Ale prawdą też jest niestety, że w Polsce finansowo nie osiągnęlibyśmy tego poziomu życia, który mamy teraz i to pewnie jeszcze przez długie lata.

No i takie jest to nasze życie, pełne wyborów i kompromisów. 

Ale koniec użalania. Muszę się otrząsnąć i zacząć odbudowywać kaizenową rutynę. 

Do roboty.

Rosetta, sekcja 3/4.

DziałRozdziałów łącznieRozdziały przerobione
11010
21818
3184
419