Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tragiczna stołówka na uczelni :


No dzisiaj zdecydowanie zbyt węglowodanowo. Bo dwa razy makaron, niestety BIAŁY, ale mniejsza porcja... Co nie zmienia faktu, że BIAŁY. A wszystko przez to, że nie zdążyłam sobie kupić obiadu i drugiego śniadania w sklepie na wynos jakby. Bo wyobraźcie sobie sytuacje: poniedziałek rano, osiedle, na którym w sklepie obok bloku ciężko czasem dostać choćby jogurt naturalny do picia. O normalnym w kubeczku nie mam co myśleć, bo cudowne przerwy 10 minutowe na uczelni pozwalają na łyk wody i wucet, a jedną 15 minutową poświęcam na zjedzenie czegoś ciepłego <albo po prost się spóźniam na zajęcia> więc nie ma mowy o wyciągnięciu łyżeczki i zjedzeniu w spokoju czegokolwiek. Stołówka, cudowna stołówka, gzie króluje pizza, a jeśli jest coś innego, to jest to mączne, typu placek z zawiesistym sosiszczem z paczki, albo naleśniki z serem i taką ilością cukru, że starczyłoby mi na tydzień, z hamburgerami... z pierogami, których nie mogę jeść i najlepsze! Sałatkami pływającymi w majonezie.... Już lecę to jeść :P No dzisiaj wyjątkowo zjadłam cholerny makaron boloński wzięty tylko dlatego, że miałam nadzieję, ze to mąka durum i zupę jarzynową, niestety z tak małą ilością warzyw, że aż mi było smutno.... A i wodę <jak tylko ją zauważyłam w automacie> musiałam od razu wykupić, bo była jej zatrważająca ilość! Aż 2 butelki na całe  4 wydziały! 600 studentów! I 2 wody! Sprawdzałam na pietrach i królowały w automatach same pepsi, więc nie przesadzam mówiąc, że na 600 osób były dwie wody.... Na stołówie woda kosztuje 3 zł i jest gazowana, a nie lubię jej. To fatum braku jedzenia poza moim domostwem prześladuje mnie wszędzie. Na mieście jest mi bardzo ciężko znaleźć miejsce, gdzie mogę coś zjeść. Wybieram "czyste" zupy, ale ile można jeść barszcz czerwony czy rosół. Sałatki często są z makaronami i pozostaje mi kapusta kiszona, ale ile można jeść kapustę kiszoną? 

CO jest Kuuu z tym żarciem na uczelniach i na mieście????? :<<<

Na szczęście dużo robię w domu i daje sobie radę. Mam tylko da krytyczne dni w tygodniu, kiedy nie ma kiedy zjeść i nie ma gdzie szukać czegoś co wgl mogę zjeść. Czy zatem poddam się i zjem hamburgera? Nie, bo doszłam do takiego etapu, kiedy nie jest dla mnie porażką to,że zjadłam czekoladę, czy pizzę, ale porażką jest kiedy zjem choćby biały makaron :D I dla mnie to sukces :D

AAA i będę chodziła na basen, bo mam z kim <3

<sorki, ale to zdjęcie normalnie jest stojące i samo mi się niestety tak ustawiło niewiem czemu xD>

  • Eyrene

    Eyrene

    17 listopada 2015, 09:31

    Niestety jedzenie na stołówkach uczelnianych woła o pomstę o nieba. Sama się o tym przekonałam jeszcze studiując. Same krokiety smażone w głębokim niemalże tłuszczu, naleśniki. Sama smażenina bez smaku w dodatku :/ W mieście u mnie nie ma gdzie zjeść, chyba że dania staropolskie, uwaga... pełne tłuszczu :D. Teraz do pracy sama przygotowuję sobie posiłki w pojemniczkach. 10 min to bardzo dużo czasu na zjedzenie :) No, chyba że masz tego pół torby :D. Co dla mnie najważniejsze to nie jem samej sałaty, nawet z dodatkami (mój żołądek nie lubi sałatek z winegretem) a wszelkiego rodzaju kuskusy z warzywami, z kurczakiem. Oj dużo jest wyborów :) Wodę zawsze może przytachać sobie z domu. Hops do torby i z bańki :)

    • Glancusia

      Glancusia

      17 listopada 2015, 15:43

      No u mnie podobnie na mieście, a jak już jest coś ze zdrowym jedzeniem, to mega drogie. U mnie jest ten problem, że 10 minut no to nie jest duzo bo właśnie i wucet i jedzenie a jeszcze u nas takie kolejki są że dramat xD Próbuję przygotowywać w pojemnikach, ale nie łudźmy się zjadłabym coś ciepłego :< A tak to wiecznie jem sałatkę i kanapkę. Wodę mogłaby brać, ale mam znowu przepuklinę i problemy <mam nadzieję czasowe tylko> w kolanami i dla mnie niesienie cały czas wielkiej torby i z jedzeniem i z wodą kończy się potem sztywnymi kolanami. Robię, bo obczaiłam w książce do fizjoterapii, takie ćwiczenia na kręgosłup może coś to da. Wdo mu jeszcze co śmieszniejsze ciężko mi gotować, bo moja mama albo tata strasznie się czepiają późnego gotowania,a sory jak wracam późno no to nie mam kiedy gotować xDD Na szczęście ratuje mnie to, że nie zawsze jestem taka zawalona, a jak tylko skończę jazdy i pisanie magisterki to już wgl wreszcie będę więcej w domu a nie w trasie albo bibliotece xDDD