Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 276,277- dzień wagi ,278


Witajcie. Miałam słaby tydzień pod względem diety jak i ćwiczeń. Dopiero dzisiaj się zmobilizowałam ale tylko pod wzgledem ćwiczeń. 

Nie uzupełniałam wpisów od czwartku. Więc będzie wszystko w skrócie. W czwartek  z jedzeniem słabo ( znów ciasto) a wieczorem tak mnie zmuliło, że zasnęłam razem z młodą na łóżku. Ocknęłam sìę jak młoda mnie wołała stojąc na podłodze i klepiąc w łóżko. Od razu przebudziłam sie w 100% . Już drugi raz mi się tak zdarzyło. Normalnie serce miałam w gardle. Na szczęście mloda nie spadla z łóżka tylko widocznie się przebudziła i z niego zsunęła. 

W piątek nie było lepiej. Śniadania ok, ale potem to już słabo. Dzień od południa minął na rozjazdach. Najpierw zakupy, a potem do pradziadka z dziewczynkami , bo imieniny miał. A tam znów  ciasto + kawka. A wieczorem znów napad senności. Tylko tym razem przed zaśnięciem odłożyłam młodą do łóżeczka, ale wykompałam się następnego dnia, bo tak mnie spanie wzięło. Więc tego dnia też brak ćwiczeń. Piątek to mój dzień ważenia no i niestety zamiast spadku kg był wzrost. Nie duzy ale wzrost o 0.3 kg czyli z 58.1kg do 58.4kg.

Sobotę spędziłam trochę czasu z dziewczynkami na dworzu. Wybrałam się z nimi na piknik rodzinny organizowany w Oli przedszkolu. O dziwo pogoda wmiarę  dopisala. Nie padało, ani zbyt mocno nie wiało, nawet przez jakiś czas świeciło słoneczko mimo ,że zapowiadali deszcz i chłód. Wiec znów dieta na bakier od południa. Na pikniku byliśmy od12 a chwilę po 15 wrócilismy już w domu. Oczywiście tam poszła  kawa i trzy kawałki ciasta. Potem na 16 juz był wyjazd na imprezę imieninową do pradziadka. A tam obiad trzy kawałki ciasta, a potem jeszcze kanapki znow kawałek tortu. Wiec jak widzicie poplynęlam. Jedyny plus to to że się zmobilizowałam i dziś w koncu pobiegałam - 8.400 km w niecałe 49 min.

A dziś juz niedziela. Wpis wieczorkiem. 

Miłego dnia dziewczyny. 😉