Hej dziewczyny!
Wcześniej raczej nie pisałam o swoich osobistych sprawach i problemach. Ale teraz pora się otworzyć i powiedzieć co leży mi na sercu. Ja wiecie studiuję i nie mieszkam w ciągu roku akademickiego we własnym domu, tylko jak większość studentów wynajmuję mieszkanie. Kasię, poznałam na studiach. Od razu znalazłyśmy wspólny język i zaczęłyśmy wspólnie spędzać czas i się uczyć. Od drugiego roku zamieszkałyśmy razem. Zaczęły się wspólne tematy na temat chłopaków, naszych miłosnych rozterek i tak dalej. Gadał się bardzo dobrze, zaufałam jej... ale po pewnym czasie, moi znajomi zaczęli się ode mnie odsuwać. Nawet przyjaciele, który jak si,ę teraz okazało nadal ze mną są, przestali się już tak często spotykać. Czułam, że coś dzieje się nie tak... rozmawiałam o tym z Kasią, ale jak to ona mówiła, problem na pewno tkwi we mnie, tudzież oni nie są nic warci. Więc kiedy ja traciłam kolejnego znajomego ona dobrze się bawiła. Miała dwóch facetów, jednego w swojej miejscowości gdzie mieszkała, drugiego tu w Gdańsku. I tak leciała na dwa fronty. Dodam jeszcze, że nie miałam praktycznie czasu dla siebie. Gdy tylko do niej ktoś przychodził, musiałam z nimi siedzieć, bo inaczej były awantury i tak przez dwa lata. A powiem Wam co było najśmieszniejsze. Jak przychodził jej chłopak, też musiałam z nimi siedzieć... próbowałam wymyślać jakieś zajęcia sobie, ale zawsze była gadka że się izoluję. Jak mówiłam, że źle czuję się w takim układzie to znów awantura. Kiedy ona gdzieś wychodziła była cała w skowronkach, kiedy ja mówiłam, że wychodzę to już zła, bo właśnie... bo co? Kiedy do mnie przychodził chłopak, z którym się spotykałam, ale już się nie spotykam... niestety :( miała do mnie pretensje, że poza nim świata nie widzę... i że wtedy spędzam czas tylko z nim.
I wtedy zaczynałam myśleć... może faktycznie to moja wina że się kłócimy, może faktycznie to ja sobie coś wymyślam... jestem beznadziejna. Jestem na pewno gorsza od niej... To ona wiodła prym wśród naszych "wspólnych" znajomych. To ona była zawsze w centrum zainteresowania chłopaków... ja zawsze stałam cichutko z boku...
Tak to wszystko działało, że zaczęłam tracić kontakt z rodzicami bo zaczęłam się chamsko i agresywnie do nich odzywać...
Dodatkowo, awantury nie były tylko na polu relacji damsko - męskich oraz przyjacielskich. Miała do mnie pretensje, że mniej jem bo chcę o siebie zadbać... wmawiała mi że będę anorektyczką. Ja chciałam ćwiczyć, to nigdy mnie nie wspierała tylko mówiła... to źle robisz, to też... i co najlepsze sama jest szczuplutka i ma ładne ciało. Kiedy mówiłam, że muszę zrzucić tu i tam, to jak to ona mówiła: a zobacz na mnie słonica jak nic... mam grube nogi, brzuch... to ja powinnam coś z tym zrobić i za chwilę szła do lodówki coś jeść, bo przecież jej to w biodra nie wchodziło. I tak cały czas do tej pory... aż wróciłam na wakacje do domu. Zaczęłam patrzeć na to wszytko z perspektywy czasu... nagle zaczęli się odzywać do mnie moi przyjaciele, którzy na ten czas byli w cieniu. Zaczęli mi uświadamiać, że nie jestem tą samą osobą którą byłam i którą polubili i pokochali. I wiecie do jakiego doszłam wniosku... że to zaczęło być wszystko toksyczne, że ja tracę życie tkwiąc w takiej znajomości. Zaczęłam walczyć o siebie, o własne ja. Zaczęłam dbać, ćwiczyć, jeść zdrowo. Nikt mnie do niczego nie zmusza, a przede wszystkim nikt mnie nie krytykuje. Wszyscy obecni teraz w moim życiu mnie wspierają i są przy mnie... Zaczęłam zyskiwać dystans do Kaśki i zaczyna czuć się wolna... zaczynam czuć że odradzam się na nowo. Zaczęłam się realizować i odnosić sukcesy. Więc jeśli któraś z Was jest w podobnej sytuacji... przerwijcie to póki możecie... bo przez coś takiego można stracić wszystko co się miało do tej pory.
I powiem też jedno. Zaczęłam się odradzać dzięki Vitalii i Wam. Wiem że się możemy wspierać wzajemnie i to mi pomaga. Dziękuję Wam dziewczyny!
Przepraszam, że dziś tak mało dietowo i ćwiczeniowo, ale poczułam, że muszę się otworzyć i w końcu powiedzieć o moim "więzieniu"
Olcikk258
17 sierpnia 2013, 20:13Ta dziewczyna w takim razie jest dziwna.. Może chciała mieć Ciebie tylko dla siebie? Poza tym ludzie.. przyjaciele powinni pocieszać, doradzać, wspierać nawet gdy zachowanie drugiej osoby nie przypada jej do gustu... To patologiczna znajomość, cieszy mnie to, ze zaczęłaś się od niej odizolowywać :) Teraz będzie tylko lepiej. Powodzenia!
Hacziko
17 sierpnia 2013, 15:45Wiesz mnie możesz żyć z kimś kto ma na Ciebie zły wpływ kto Cię przytłacza, ona pewnie jest zakompeksiona i na Tobie te kompleksy leczy. Jesteś wolna niezależna Ty decydujesz czego chcesz. A co do vitalii, wiadomo tutaj raczej nikomu ufać nie można ktoś przychodzi odchodzi zakłada fikcyje konta tworzy niestworzone historie itd także trzeba podchodzić z dystansem co nie świadczy, o tym, że nie można tu nawiązać jakiejś znajomości :) Pozdrawiam!
Ropuszka9
17 sierpnia 2013, 14:53tak trzymać!!!!! to Twoje życie i nikt go nie przeżyje za Ciebie.....musisz mysleć też o sobie nawet kosztem szkolnej,, przyjaźni" mądra z ciebie dziewczyna :)
drugie_podejscie
17 sierpnia 2013, 13:13dobrze, że się na czas zorientowałaś co jest grane. Trzymaj się ciepło :)
ajusek
17 sierpnia 2013, 12:34no mało widoczny teraz, bo ważę 61 kg a nie jak zazwyczaj 64-66 :) . Oj no nie ma to jak toksyczne relacje :( niestety bywa tak - dobrze że złapałaś dystans - tutaj Ty jesteś najważniejsza :) i dbaj o to.
fo-changing-myself
17 sierpnia 2013, 11:45rzeczywiście kiepska sprawa. Dobrze, że to ogarnęłaś jakoś :-) trzeba żyć dla siebie i być sobą niezmiennie wewnątrz :*