Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
piątek


waga jednak spada ale pasek zmienię  za kilka dni, jak się spadek "umocni", bo nie będę go codziennie zmieniać (niestety ważę się codziennie, choć codziennie obiecuję sobie, że teraz to się zważę za kilka dni...). wprawdzie moje liczenie kalorii przynosi rezultaty, to postanowiłam (kolejny raz z resztą) zaprzestać tego procederu.... śniadania ma mniej więcej podobne, więc po co, obiady mniej więcej 400-450 kcal też raczej wiem ile powinnam zjeść....więc zobaczymy, jak mi wyjdzie, czy i tak w myślach będę wszystko przeliczać... Wiecie, nie chcę być niewolnikiem wagi (kuchennej), za niecałe 2,5 tygodnia wyjeżdżamy i chcę się trochę wyluzować, bo już od długiego czasu jestem za bardzo spięta tą chęcią zrzucenia zbędnego balastu. chcę jak za dawnych lat po prostu "mało" jeść i chudnąć... jak mi się nie uda, wrócę do matematyki bo żeby była jasność, ja nic nie zamierzam zmieniać, czyli dalej się odchudzam, ale nie po "aptecznemu", bo już mnie to zliczanie, przeliczanie itp baaardzo męczy

miłego dzionka, bo pogoda chyba się piękna robi na weekend, oby w przyszłą sobotę była śliczna, bo małż kolegów z pracy zaprosił na grilla, oj będzie się działo
pa pa