Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
To był baaardzo długi tydzień


Jestem już w domu:) Dla zainteresowanych opisuję krok po kroku co się ze mną działo:


16.01 około godziny 11:40 pojawiłam się na szpitalnej izbie przyjęć, tam mnie zarejestrowali i wysłali do przebieralni...i tu pierwsza niezła sytuacja. Przebieralnia była połączona przejściem z ubikacją w tym przejściu (szerokości ściany) była zawieszona kotarka. Byłam z narzeczonym więc mówię poczekaj ja jeszcze się wysiusiam...ale weszłam za tą kotarkę patrzę a tam drzwi na korytarz, naciskam na klamkę otwarte..więc mówię do mojego narzeczonego żeby wszedł ze mną i potrzymał te drzwi. Ok on trzyma drzwi więc ja spodnie w dół i na sedes...w tym momencie do przebieralni wbiega pielęgniarka i bez pardonu wbija się do łazienki..mój narzeczony próbuje ją wygonić a ona "dobrze dobrze ja tylko na chwilkę bo nie mogę odczytać nazwiska lekarza, który wystawił skierowanie"....no myślałam, że tam spadnę z tego sedesu ;P.
Ok po tym śmiesznym incydencie, już przebrana, dostałam opaskę z nazwiskiem i peselem na rękę i zostałam poprowadzona przez panią pielęgniarkę na oddział. Tam przejęła mnie pielęgniarka z oddziału, przeprowadziła krótki wywiad (typu jest pani na coś uczulona, ma pani na ciele jakieś rany itp.) no i zaprowadziła mnie na salę i kazała wybrać sobie łóżko, bo akurat była taka możliwość. I do końca dnia, poza zupą ryżową na kolację, nic się nie działo - leżałam i czytałam.

17.01 około godziny 5:30 wpadły do sali pielęgniarki, od razu do mnie podeszły, ja zaspana jak nie wiem co, poprosiły o prawą rękę i cyk myk wenflon gotowy - a tak się tego bałam ;P po chwili dostałam też zastrzyk przeciwzakrzepowy w brzuch i panie pielęgniarki zniknęły. Ja wtedy już bardziej pobudzona poszłam do łazienki wzięłam prysznic, umyłam ząbki i załatwiłam wszelkie inne potrzeby. Wróciłam do pokoju, gdzie byłam na tą chwilę z jedna starszą, przeuroczą i przedowcipną panią, usiadłam i pogadałyśmy sobie trochę. Nie wiem kiedy zrobiła się 7 i nagle wjechało do sali łóżko. Pani pielęgniarka dała mi piękny, niebieski, jednorazowy kubraczek - taki typowy z amerykanCkich filmów o lekarzach..czyli rozpierdak od góry do dołu i w tym przypadku z przodu. Dała mi również tabletkę, "po której się pani rozluźni" i powiedziała, żeby się przebrać i położyć na to przywiezione łóżko, na które już przeniosła moją poduszkę i kołdrę. Ok bez większej krępacji przebrałam się, starsza pani ciągle mnie rozśmieszała i pocieszała. I nagle pogrom... przychodzi przemiła pani pielęgniarka i mówi "teraz panią zacewnikujemy" aaaaaaaaaaaaaaaa!! jak to?! Mówię do niej, że rozmawiałam z panią anestezjolog i powiedziała, że jeśli boję się tego to można to zrobić już na sali zaraz po narkozie... ona na to, że to jest raczej niemożliwe bo na sali ja muszę być juz gotowa...więc cóż mówię ok, niech cewnikuje...Niestety tak się zestresowałam, że mięśnie mi się zacisnęły i ta biedna, młoda pielęgniarka się tam męczyła i męczyła (była bardzo delitaktna i bała się zrobić coś na siłę) aż w końcu zawołała starszą koleżankę i jej chyba przy drugiej próbie się to w końcu udało. Zawieźli mnie na salę i tam przełożyli na wyrko do operacji. Śmieszne takie bo wyglądało jak ludzik. Miało rozsuwane "półki" na nogi i leżał na nim zielony, pompowany materac - było całkiem wygodne. Panie z sali operacyjnej poprzypinały mnie do tego łóżka...jak zobaczyłam co robią z moimi dogami - jak je tam przypinają do łóżka, naklejają jakieś elektrody i inne dziwne rzeczy od samych pachwin dosłownie to stwierdziłam, że chyba rzeczywiście cewnikowanie byłoby trudne a przecież musieli mnie tak przypiąć przed narkozą. Ok wiele z bloku operacyjnego nie pamiętam. Pamiętam panią anestezjolog, która stała za moją głową i nagle ni stąd ni zowąd zajrzała mi w oczy i mówi "za chwilę założę pani taką piękną niebieską maseczkę i zakręci się pani w gło..." więcej nie pamiętam. Później obudziłam się już na sali wybudzeń. Na jednej ręce ciśnieniomierz, na klatce jakieś tam inne mierniki czegoś tam, na drugiej ręce a raczej jej palcu też jakaś czujka. Z tej sali też niewiele pamiętam...pamiętam tylko, że bolał mnie lewy bok i mówiłam o tym ordynatorowi jak przyszedł to powiedział, że tedy wyciągali mi wyciętą część żołądka więc jest trochę bardziej pogruchotana i dlatego boli; pamiętam też, że siedziała tam jakaś pani, której zadaniem było zapewne pilnowanie, żebym tam nie zeszła hehe...i pytałam się jej ile trwała operacja to powiedziała, że 1,5h i że ciągle na mnie krzyczała, że za mało i za płytko oddycham i że mam robić głębokie wdechy z tlenu (który oczywiście miałam w masce na twarzy) no i jeszcze co pamiętam, że ciągle się włączał alarm to było związane z pomiarem ciśnienia krwi, ja zapamiętałam, że było ono wysokie ale później już kilka dni po operacji lekarz mi mówił, że było odwrotnie, że były niebezpieczne spadki ciśnienia...więc już nie wiem;P....po chyba 3 h leżenia tam przyjechało po mnie łoże z oddziału i siostrzyczki pomogły mi na nie przeleźć rozcięły na mnie resztki seksownej niebieskiej sukieneczki i przebrały mnie w moją piżamę, opatuliły mnie kołderką i zawiozły na oddział. Pamiętam, że podczas podróży blok operacyjny - oddział strasznie mnie mdliło i miałam masakryczny odruch wymiotny a że raczej nie mogłam zwymiotować bo właśnie połatali mi żołądek to od razu dostała hiperwielką dawkę przeciwwymiotnych i było ok. Trafiłam na oddział i reszty dnia nie pamiętam.

18.01 Jak zwykle pobudka o 5:30 pobieranie krwi z żyły i z palca, mierzenie temperatury i ciśnienia i chyba kroplówka przeciwzapalna. Potem o 8 obchód i później biegają pielęgniarki i roznoszą tzw. "zlecenia" - czyli leki, które po obchodzie zostały przydzielone pacjentom. Dostałam tyle kroplówek, że spuchła mi ręka i zrobiła się czerwona...więc musiano mi przekłuć wenflon na drugą - mało fajna sprawa zwłaszcza, że nie udało się za pierwszym razem trafić w żyłę :/ Tego dnia kazałam zdjąć sobie cewnik bo mi się majtało coś między nogami i mnie denerwowało...btw ten cewnik w dzień operacji to było najlepsze co mogło i się przytrafić nie wyobrażam sobie chodzenia w ten dzień do wc. Zaraz po zmianie ręki i wywaleniu cewnika kazano mi iść na szczelność. Badanie RTG z kontrastem - najohydniejszy płyn jaki przyszło mi wypić!! Ale badanie wyszło ok i lekarz powiedział, że czekamy na pierwszego bąka i jak go puszczę wypuszczę to będę mogła zacząć pić. Koło południa przyjechał do mnie mój narzeczony i pielęgniarki jak go zobaczyły to kazały, żeby mnie wziął pod rękę i prowadzał po korytarzu. Tak więc już w sobotę wstałam z łóżka i chodziłam i chodziłam chodziłam chodziłam..:) Koło 17 udało się ucieszyć doktora pierwszym bączkiem więc kazali mi pić i wypiłam aż pół szklanki wody..uwierzcie, że to było morze wody! Niestety, żeby nie było różowo wieczorem dostałam gorączki i już się tak nie cieszyłam. 38 stopni nie wiadomo skąd i po co. Wystraszyli się lekko ale cóż, dostałam leki przeciwgorączkowe, przeciwbólowe i przeciwzapalne i przeszło. 

19.01 Tradycyjnie dzień składał się z wizyty pielęgniarek o 5:30, obchodu o 8, kolejnej wizyty pielęgniarek ze zleceniami, później pomiaru temeratury i o 14 kolejnego obchodu, popołudniowych zleceń pielęgniarek, kolejnego mierzenia temperatury i koło 18 obchodu lekarza dyżurnego.
W tym dniu byłam wyłączona z życia i picia wody niestety. Cały dzień miałam na przemian stan podgorączkowy i gorączkę, dostałam dużo leków przeciw i spałam cały dzień.

20.01 Jak zwykle tradycyjnie. Zbadali mi krew, podali kupę kroplówek. Czułam się już dobrze znowu chodziłam i piłam - tym razem 3 szklanki:) Ale wieczorem znowu gorączka ;( więc lekarze wysłali mnie na powtórną szczelność...ale wszystko wyszło ok więc stwierdzili, że się przeziębiłam - bo i ze szczelności i z badań krwi wynikało, że wszysko jest ok. Nawet powiedziano mi, że jeśli wszystko będzie ok to w środę rano zrobią mi ostatnie badania i pójdę do domu.

Aha w tym dniu po tym ohydnym kontraście, który po raz kolejny przyszło mi pić, urodziłam demona...mianowicie zrobiłam coś co było kupą - ale takiej jeszcze nie widziałam ;P Nie wiedziałam czy to dobrze czy źle więc powiedziałam o tym lekarzowi a ten zatańczył - więc znaczy, że ok:P

Masakra tam liczył się każdy bek, bąk a kupa to już wygrana w totka. Niestety mało przyjemne sprawy :P ale świadczą o tym, że układ pokarmowy zaczął działaś w porozumieniu z nowym żołądkiem:)

21.01 Dzień całkiem spoko ale wieczorem znowu dostałam gorączki bałam się przeogromnie bo to już 4 dzień. Do tego miałam już serdecznie dość tego szpitala i bałam się, że to grzebie moje szanse na wyjście.

22.01 Wypis do domu!! JEEEAA! Ordynator stwierdził, że wszystkie badania są ok - a robili mi rano krew i mocz, że szczelność jest super i gorączka to już na 100%  wynik przeziębienia więc oni mnie wypisują do domu i po prostu dadzą recepty na leki. Wszystko mi wytłumaczyli, wyjaśnili, podali szczegółowo dietę i wypisali. W razie coś jeden z lekarzy jak już pewnie wspominałam jest z mojego miasta i dał mi nr tel więc jak coś mam do niego dzwonić i jeśli będzie potrzeba przyjedzie do mnie i ewentualnie zabierze mnie szybko do szpitala - cudny kochany lekarz! 

Tak więc cieszę się pierwszymi chwilami w domu. A gorączka dziś jak na tą chwilę nie przyszła i dobrze! Zazwyczaj w szpitalu już od 16 miałam stan podgorączkowy, który w okolicach 18 przechodził w gorączkę. Mam więc nadzieję, że już mi odpuści. :)

  • MargotG

    MargotG

    23 stycznia 2014, 12:50

    Dzielna dziewczyna!! Juz po wszystkim :)