Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nieświadomość


Kiedyś wszystko było prostsze. Przy moim pierwszym odchudzaniu jadłam mało, ćwiczyłam dużo i szybko zgubiłam 30kg. Ot, nic trudnego. Proste MŻ, czyli najbardziej znane hasło mniej żreć. Bez eliminacji pszenicy, słodkości, alkoholu. Szkoda, że nie wiedziałam, że tym wszystkim zniszczyłam sobie zdrowie.

Życie w nieświadomości jest proste, bezstresowe. Teraz mam wrażenie, że wiem o tym wszystkim za dużo. Przez kilka lat przeczytałam multum książek (od weganizmu po paleo poprzez gluten, nabiał i rakotwórcze substancje) i obejrzałam dużo szkoleń, żeby wiedzieć co nam szkodzi, co znajduje się w małym niewinnym ciasteczku. Mój chłopak ostatnio stwierdził, że boi się mojej wiedzy o jedzeniu i ciekawostek na ten temat, które czasami mu sprzedaje. Zwłaszcza w tym momencie gdy otwiera jogurt, zlizuje wieczko a ja mu mówię, że na tym wieczku właśnie jest najwięcej nałożonej chemii, żeby produkt po prostu nie spleśniał a on w ten sposób przekazał sobie wszystkie konserwanty bezpośrednio do organizmu. 

Nie potrafię już jeść mniej niż wynosi moje zapotrzebowanie, bo wiem, że moje hormony potrzebują więcej. Że potrzebują dużo zdrowych tłuszczy (a zdrowym tłuszczem nie są zawsze orzechy, bo zawierają za dużo kwasu fitynowego i zwykłe moczenie się tego nie pozbędzie). Że ciało potrzebuje treningu, najlepiej siłowego. Że pszenica (durum, orkisz) nie jest już tą samą pszenicą, którą jadła moja babcia. Ona (pszenica) już nawet nie wygląda tak samo a co dopiero mówić o jej genotypie. Myślę, że o nabiale wspominać nie będę, bo mogłabym się naprawdę rozpisać a nie chcę być hipokrytką, bo ciężko było mi się rozstać z tym mlekiem do kawki. Gdybym kiedyś przeczytała taki wpis pomyślałabym, że ktoś musi być wariatem, żeby stosować się do tego wszystkiego. Dziś też tak uważam, nie można mieć obsesji na punkcie diety, zwłaszcza gdy ktoś myśli o zdrowiu. Zdrowie to nie tylko zdrowie fizyczne, do tego zalicza się również psychika. 

Więc jak na razie wprowadziłam białkowo-tłuszczowe śniadanie. Gluten i nabiał również bez większych przeszkód poszedł w odstawkę. Dwa posiłki węglowodanowe. No i co, czuję się po prostu dobrze. Jeszcze tylko zrobić badania okresowe w kierunku hashimoto i insulinoporności i będzie wszystko ładnie, będzie wiadomo czy wszystkie złe geny w mojej rodzinie przeszły na mnie. 

Patrząc na to jakiego mam w życiu pecha, na pewno przeszły na mnie.