Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Kortyzol


Trochę czasu mnie nie było, co nie znaczy, że działo się źle. Mimo trzymania czystej michy, treningów 3-4 razy w tygodniu (doszły interwały i HIITy) waga i centymetry ani drgnęły. Przyszedł czas na kompleksowe badania, no i nerki, insulina i ta da da daaam, kortyzol leżą i kwiczą. 

Spodziewałam się tego. 2016 rok był dla mnie bardzo stresujący. Zakładam, że gdybym zrobiła kortyzol jeszcze miesiąc temu wynik byłby jeszcze groszy niż teraz. Tak jak myślałam, albo tarczyca albo insulinooporność. Jedno i drugie jest tak samo złe. 

Za wysoki kortyzol sprawia, że nie chudnę, że cały czas trzymam wodę w organizmie, że mam zwolniony metabolizm, chodzę rozdrażniona i zdenerwowana. Już od miesiąca nie pracuję w miejscu gdzie spotkał mnie mobbing a i tak dalej ciągnie to za sobą konsekwencje. I nie wiem co robić. Posiadam całkiem sporą wiedzę na temat żywienia i wydaje mi się, że powinnam skończyć jakąkolwiek redukcję. Organizm jest zestresowany a ja go jeszcze dobijam ujemnym bilansem kalorycznym. Czas się trochę ustabilizować, co nie oznacza porzucenia treningów i diety. Dieta to nie odchudzanie. Dietę ma każdy, nie ważne czy na niej chudnie czy tyje, czy jest bardziej lub mniej zdrowa. Mam 23 lata, jedno zdrowie a schudnąć mogę przez następne dekady mojego życia.  

Co prawda zdemotywowałam się nieco, ale na szczęście mam przy sobie osobę, która zawsze wierzy we mnie bardziej niż ja sama.