Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Sierpień - nowe wyzwanie


Od jakiegoś czasu nie mogłam dogadać się sama ze sobą. Brzuszek rósł, a ja nic. Ostatnio zaczęło mi to przeszkadzać. Dziwna jestem. Łapki szczupłe, nogi w miarę szczupłe, brzuch ... no może nie wywalony na maxa, ale widoczny, odstający. Postanowiła coś z tym zrobić. Nareszcie. Rozpoczęłam od oglądania różnych filmików o treningach, o dietach. Wszędzie mówią to samo - mądrze jedz, pij wodę, trenuj. Licz kalorie. No dobrze, idę na to. Ważę w normie, nawet idealnie - 52 kg. Dla moich parametrów to bardzo dobrze, no ale jest ta oponka, prawda? No więc tak, zebrałam podstawowe info o zdrowszym, mądrzejszym odżywianiu. Usunęłam z mojej kuchni białe pieczywo, biały ryż, zastąpiłam razowym i brązowym ryżem. Nie jem smażonego w dużych ilościach, nie jadam już wieczorami przysłowiowych bomb kalorycznych. Czyli po pierwsze zmieniłam nawyki żywieniowe ale jak się dziś okazało - jem za mało. Nie głodzę się, chodzę pełna, ale muszę zmienić obszerne posiłki w tak samo kaloryczne, ale mniejsze objętościowo. Da się :-) 

Od dawna mam rowerek stacjonarny. Czasem stał miesiąc, dwa pokryty kurzem, czasami jeździłam sporadycznie. Od początku sierpnia jeżdżę codziennie. Zaczęła po kilka kilometrów, później kilkanaście. teraz w godzinę jadę 20 km, ostatnio mieszczę się w 53 minutach. Jak na razie zostawię i nie będę zwiększać. Co mi to dało do tej pory? Waga nie spadła, oponka się dzielnie trzyma, ja wiem że to wszystko z czasem, ale ... jest sukces! Jeszcze nie dawno do koleżanki na 3 piętro wchodziłam zdyszana, ostatnio niemal wbiegłam bez zmęczenia, szybko opanowując oddech. To jest rewelacja! Uwielbiam mój rowerek! Wiem, że stopniowe zwiększanie treningu areobowego, plus trochę treningu siłowego przyniesie dobre efekty. 

:-)