Ostatnio zeszło mi coś z wagi jakieś 10 dni temu... Jestem cierpliwa itd, ale mam bardzo dużą nadwagę i robię naprawdę drakońską dietę podczas której ważę każdą łyżeczkę jedzenia czy płynu... Na logikę waga powinna schodzić, bo jest deficyt i jest z czego chudnąć. Co mnie zaskakuje bardziej? Waga stoi w miejscu... Nie ma od dawna nawet pół kg w przód ani w tył. Miał z was ktoś kiedyś taką sytuacje? Do tego ciągle jestem od tych 10 dni głodna... Bardziej niż na początkach diety! Już mniej jeść się nie da i byłoby to nawet nie zdrowe... Kiedyś po prostu rzuciłabym w tej sytuacji dietę, bo bez nagrody ciężko się cierpi, ale tym razem mam już dość. Nie chcę już być gruba. Jakby mi ktoś powiedział, że waga się zatrzyma na tym co jest teraz i nie ruszy nigdy mimo starań od razu jadę do Szwajcarii po eutanazje... Przez wiele lat spotyka mnie przez to tyle przykrości ze stony ludzi... Nie wspomnę już nawet o ograniczeniach fizycznych. Boli mnie, że tak się cholernie staram a ludzie na mniejszym deficycie, którzy dalej jedzą cukier i chleb chudną szybciej mimo o niebo mniejszej nadwagi (mowa o mojej rodzinie i znajomych, którzy też są na dietach). Nie mam o to do nich pretensji, ale ciężko mi jak ciągle ktoś sugeruje, że pewnie się przejadam po kryjomu, bo to po prostu nie prawda. W życiu realnym udaje, że mnie to nie rusza, że takie życie bla bla bla, ale chociaż anonimowo na internecie mogę sobie pomarudzić i wyrzucić to z siebie żeby nie dostać na głowę. Mam wielką nadzieję na to, że w końcu będę mogła znowu dodać tu jakiś szczęśliwy wpis. Panicznie dziś się boję, że moje ciało uznało, że schudło nieco ponad 7 kg i to już koniec, bo mu tak dobrze... To nie jest życie... Bez chleba, bez makaronów, ryżu, cukru i z minimalną ilością starannie odmierzonego tłuszczu dalej w tak grubym i chorym ciele... Wiem, że są ludzie, którzy mają gorzej, ale to jakoś średnio poprawia mi humor. Chcę w końcu wejść po schodach bez zadyszki, nie obcierać sobie ud, nie słyszeć, że teściowa nie chce mnie w rodzinie, bo jestem gruba czy bać się jak wchodzę do samolotu, bo może pasek się nie zapnie albo osoba, która obok mnie usiądzie załamie się, że musi obok mnie siedzieć. Bycie grubym jest na równi z pewnego rodzaju wykluczeniem ze społeczeństwa... Modlę się żebym za rok czytała ten wpis jako osoba, która chociażby nie jest już otyła... Przepraszam za to narzekanie. Mam bardzo słaby moment. Spadam do apteki kupić positivum.
AgniAgniii
17 czerwca 2023, 11:10Patrząc,co jadłaś w innym wpisie-jesz za mało.Nie wyliczyłaś sobie ppm i com?I to za mało organizm odbiera,że nadchodzi kryzys i odkłada w zapas.U mnie też zastój,a ćwiczę itd.Wiem,że to wkurza ale trzeba to przetrwać.I nie poddajemy się💪😀
AgniAgniii
17 czerwca 2023, 11:11Nie *com tylko cpm-słownik zmienił.
Imreborn
18 czerwca 2023, 19:22W tamten dzień wyszło jakieś 1450 kcal. Niestety na więcej nigdy nie chudłam a na 2000 kcal tyje :))
AgniAgniii
17 czerwca 2023, 11:06Widzę,że wspomniałaś tu o włókniakach.Świadczą one o insulinoopornosci ale i o pasożytach w organizmie.
Imreborn
18 czerwca 2023, 19:21O matko... :D Jeszcze pasożyty :D Aczkolwiek możliwe, bo zaczęły mi wychodzić kiedy nawet nie byłam wcale otyła.
AgniAgniii
18 czerwca 2023, 19:29Nie martw się,też je mam😉
Kaliaaaaa
15 czerwca 2023, 08:05Ale czekaj- co to dokładnie znaczy drakońska dieta? Ile jesz kalorii? Bo jak ważysz to pewnie liczysz. Jeśli wzięłaś za duży deficyt to organizm może zwalniać metabolizm.... Sporo ważysz , więc pewnie masz spore zapotrzebowanie, nie warto ciąć za dużo tych kalorii.
Kaliaaaaa
15 czerwca 2023, 08:06A inna kwestia to wiek- widzę że po 30-35 roku życia chudnie się dużo wolniej i trudniej :(
Imreborn
15 czerwca 2023, 12:52Drakońska dla mnie, bo bardzo mało węgli, wszystko policzone i ponad połowa mniej niż wcześniej. Może teraz jak odwiedzam rodziców na dłużej po prostu jest mi ciężej, bo tu jest taki problem, że moja mama ciągle je... Je np. 20 pączków dziennie albo pół blachy ciasta... Prosi mnie żebym robiła jej kanapeczki, pierogi... A ja ciągle wącham jej jedzenie i dostaje joba. Z mężem jednak jest łatwiej, bo on nie je aż tak dużo i ostentatyjnie. Do tego moja mama ma jakieś 52 kg i nigdy nie tyje... Mam wrażenie, że całe życie tyłam za nas obie. Napewno nie przerwę diety, bo przestałam chrapać, przestał wypadać mi włosy, przestały mi wychodzić randomowe włókniaki na skórze co drugi dzień no i schudłam już widocznie. Niestety faktycznie z wiekiem chudnie się o wiele gorzej! Miałam po prostu ciężki dzień i anonimowo wylałam frustracje, bo na żywo nie umiem. Teraz jadę na zakupy kupić zdrowego do jedzenia a potem na długi spacer i jadę dalej z dietą. Dzięki za komentarz.
Mirin
14 czerwca 2023, 18:39Czasem waga potrafi stać a obwody potrafią lecieć. Mierzysz je? Pod rozwagę dam Ci myśl Dawida Dobropolskiego- lepiej więcej zjeść ale też więcej ćwiczyć
Imreborn
14 czerwca 2023, 23:56Mierze. Bez zmian. Jestem na siebie zła, że tak długo czekałam na zmiany. Ciężko się zrzuca te kilogramy. Właśnie jestem po treningu. 500 kcal spalone. Nie jakoś super, ale coś tam jest. Jestem zmęczona. Nadal niestety to ciało jest za ciężkie by w pełni się nim cieszyć.