Ponoć najgorszym dniem do ważenia się jest niedziela, a zaraz po niej poniedziałek. Nie pamiętam dlaczego, ale czemu nie... Pomiar dodam we wtorek dziś nawet nie mam sił. Kupiłam sobie dawno wyczekiwany i wymarzony rower i powróciłam do mojej ukochanej aktywności fizycznej. Nie ma to jak uczucie wiatru we włosach i pracujących mięśni. Póki co walczę o powrót do kondycji i na razie robię sobie co dwa dni 13-15 km trasy, ale już mnie wyrywa dalej, bo rower prowadzi się jak marzenie i ciężko mi się powstrzymywać. Bicz czasu nad głową jednak jest. Co z tego, że mam wakacje skoro pracuję dodatkowo i cały czas coś robię.... Matury za mną, polski ustny to był jakiś horror i cieszę się tylko, że mam to z głowy. Dla przyszłych maturzystów, jeśli chcecie piękne oceny, wiedzcie że własne zdanie w tym kraju jest zabronione. To tyle z mojej frustracji. Teraz tylko czekać na wyniki. Po drodze szukam jakiejś poważniejszej pracy, ale ciężko to idzie, miałam nadzieję, że do końca maja może się uda, teraz liczę żeby cokolwiek złapać do końca wakacji na przynajmniej miesiąc :(
Diety jako takiej nie mam, jednak upał sprawia, że nie chce mi się jeść. Magia ;)
A tak wygląda mój rowerek na zdjęciu producenta- rzeczywiście prezentuje się jeszcze lepiej *zakochana*