Kiedy moja mama zmarła... 11.02.2006 r. mój tata płakał jak dziecko. Powiedział, że bez niej nie jest w stanie dalej żyć... zrozuzmiałam to 13.02.2006r. kiedy chciałam go obudzić, aby pojechał załatwić sprawy w związku ze śmiercią mojej mamy... było już za późno dla niego . Potem ... przyjechała karetka, policja, prokurator i skrzydlewska.... pamiętam jak przez mgłę ten czarny worek w którym go zabierali. Później było załatwianie spraw... pożegnanie przed kremacją, dwie osoby, które się kochały przysięgały, że będą razem aż do śmierci i tak było. Potem pamiętam ten ogień jaki buchał z tego pieca jak mamę kremowali i tate. Następnie był pogrzeb... ja i moja siostra niosłyśmy urny... to co po nich pozostało... za nami szedł tłum ludzi ok 200 (mieli bardzo dużo znajomych) jak nie więcej. I teraz tak sobie myślę,że zdążyli razem już tyle przeżyć, żeby pojąć, że miłość jest miłością o każdej porze i w każdym miejscu, ale im bliżej śmierci, tym bardziej jest intensywna.
I zastanawiam sie tylko, czy są tam razem......
Ziza
8 maja 2009, 04:47Bardzo Ci współczuje i ściskam Cię ciepło-moja mama zmarła w styczniu tego samego roku( przeżyłam szok, bo stało się to nagle:-( Trzymam kciuki za zrzucanie kilogramów--Twoi rodzice patrzą na Ciebie, jestem tego pewna, tak samo jak moja mama czuwa nade mną. Buźka!
Mirray
2 listopada 2008, 22:41Współczuję Ci bardzo... 3mam kciuki za Ciebie Kochana oby się udało... :)
zombieit
2 listopada 2008, 22:22Dziękuje za wpis i tobie też współczuje, nie miałem straty dwóch rodziców ale jak moja mama zmarła było bardzo dużo znajomych a ja płakałem nawet po pogrzebie dniami i nocami. Damy rade zobaczysz:) Pozdrawiam