Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
low battery...


JAK W TYTULE: padam na twarz.....

Nie wyrabiam się na zakrętach, nie wyrabiam się z czasem, dużo rzeczy do zrobienia a za krótkie popołudnia.
Wstaję o 5.10.
O 6.25 wychodzę na busa. 
O 7.30 zaczynam pracę.
O 15.30 kończę.
O 17.00 jestem w domu (??!! o ZGROZO!!! 25 km w dwie godziny)
O 18.00 jestem po obiedzie (kolacji?) i zaczynam wracać do świata żywych.

No i dopiero od tej 18 mogę zabrać się za coś, no chyba że mam lepszy dzień wtedy NAWET pół godz. wcześniej....


A czeka na mnie:
- tunel do ogarnięcia - pomidory i papryki jeszcze nie posadzone, co ja mówię?! nawet jeszcze nie jest ziemia przekopana (dopiero 1/6 udało mi się przekopać w tym tyg.),
-ogórki i fasolka do posiania,
- co któryś dzień gotowanie obiadu dla ok. 8 osób - czyt. min. 2 godz. w kuchni,
- sukienka i strój do opalania - rzeczy, które chce jak najszybciej uszyć - to akurat przyjemność,
- i ćwiczenia..... tego akurat ostatnio nigdy sobie nie odmawiam.... - na szczęście
nie mówię już nawet o praniu, sprzątaniu, czy innych rzeczach, które rodzą się po drodze....

A ok. 23.00 trzeba by się położyć spać, żeby na drugi dzień jakoś funkcjonować....

No i tak właśnie ostatnio wyglądają moje dni...

Nie wiem dlaczego się łudzę, że jak już się pobudujemy to będzie prościej... dom rośnie, więc nie długo się przekonam jak bardzo się mylę hahaha


Generalnie nie cierpię narzekać więc mam nadzieję, że to taki jednorazowy marudny wpis.

Ćwiczenia wczoraj zaliczone. Robione o 21.00 ale zaliczone. Po tych treningach nic już nie jem, idę spać i rano budzę się bardzo głodna... nie wiem czy to mądre..

Dietowo dziś kiepsko, nawet bardzo kiepsko (drożdżówka, kisiel, snickers), zawsze tak jest jak nie zrobię porządnego jedzenia do pracy.

OK. biorę się za szycie, na nic innego nie znajdę dziś energii.

POZDRAWIAM