Ponieważ wstaję o porze przyprawiającej jednych o ból głowy, a drugich o skurcz mięśni gładkich, oglądając świat z okna balkonowego na dzień dobry piję kawę w ogromnym kubku glinianym. Kawę rozpuszczalną z mlekiem. Dużo mleka wlewam do tejże. I w zasadzie to skłoniło mnie do zażywania reklamowanego niemalże wszem i wobec specyfiku o nazwie równie wybujałej, jak rzekome rezultaty - eliminacid. Mleka piję w kawie dużo, kawy również nie unikam, zatem... wywaliłam do kosza kilkanaście złotych i tyle. Ale miałam dobre chęci. A może się odkwasiłam, kto wie? Za to w pracy jestem na rukoli oraz sałatce jarzynowej. I dobrze mi. W sumie cieszę się, że już urlop się skończył i mogłam wrócić do normalnych, czyli absolutnie popapranych, sytuacji i zajść biurowych. Taak... ostatnie newsy podniosły mi ciśnienie i wywołały mdłości. A to dopiero początek. Dziś bowiem jestem do 18. I sama się sobie dziwię, ale ja naprawdę lubię swoją pracę. A to właśnie prawdopodobnie przesądza o tym, że dzięki niej nie jestem znerwicowaną i wychudzoną poddaną papierologii stosowanej.