Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ha!


      Dzisiaj jest siódmy dzień diety, zatem mogłam na śniadanie wypić tylko herbatę i to kompletnie niczym nie okraszoną. Do obiadu muszę poczekać jeszcze dwie godziny, a na kolację mogę zjeść nic. A najzabawniejsze jest to, że dwa dni temu jedzenie zobojętniało mi totalnie. Nie rusza mnie. We wtorek na konferencji pojawił się catering w pełni dostosowany do moich smaków - w tym sałaty, łosoś, oliwki i pomidorki koktajlowe. Ominęłam bez emocji. Super. Wczoraj zmuszałam się do jedzenia, potrzeby nie czułam. Wiem, że to niepokojące. Jednak wolę to, niż walczenie w mózgownicy z głodem. 

     Wczoraj postanowiłam wejść na wagę. Wieczorem. Po kolacji i ogromnym kubku czerwonej herbaty po caaaałym dniu picia wody mineralnej, herbaty zielonej, białej, czerwonej, czarnej - nie. A tak sobie pomyślałam, że skontroluję to i owo. I zdziwiłam się. Tak. Zdziwiłam. Nie ucieszyłam - w pierwszej chwili to zdziwienie wzięło górę. Waga wykazała 69 kg. Zatem 4 - 5 kg mniej, bowiem zaczynałam z wagą 73 rano i w negliżu. Rzecz iście niezwykła stała się powiem Wam, bowiem nie spodziewałam się, że drgnie aż tyle. Jakoś po ciele nie widać takiego spadku. Wiem, że to kwestia utraty zgromadzonej w organizmie wody i proces utraty tkanki tłuszczowej nastąpi dopiero teraz. Hm... czyli chyba jest dobrze?

     Powoli układam jadłospis na dwa tygodnie następujące po zakończeni diety. Chociaż jeszcze tydzień przede mną. No... sześć dni. I powiem Wam jeszcze, że to naprawdę zabawa dająca dużą frajdę. Czemu wcześniej tego nie robiłam?

  • agulina30

    agulina30

    20 marca 2014, 13:08

    dzięki za ciepłe słowa. podziwiam Cię, że tak dzielnie wytrzymujesz /ja jak byłam na kopenhaskiej, to przeżywałam tortury/. oby tak dalej!