Czwarty dzień w toku. Trzymam się dzielnie i czuję super. A wczoraj miałam i niespodziewane atrakcje, które diecie pomogły... Praca oraz nagłe i całkowite zmiany przed ogromną imprezą zafundowały mi dodatkowy spadek wagi. Dlaczego zmiany? Bo tak. Czy jest jakaś zasadność? Nie ma. Czy było dobrze zaplanowane? Było. Czy moi szefowie mnie poparli? Poparli. Czy ktoś się z partnerów imprezy uparł? Ano i tu leży, jak to się mówi, pies pogrzebany... Kilka dodatkowych godzin pracy, szybka, w nerwach jazda do domu, kąpiel, kawa i kolejnych kilka godzin pracy w domu. Ale zdążyłam i dziś zmiany weszły w życie, nabrały własnego biegu, a ja zaczynam coraz bardziej zastanawiać się nad ludzką naturą. Stwierdzam jednak ze smutkiem, że nie ma to jak nerwy... Mój żołądek wczoraj był w stanie przyjmować tylko płyny. Do wyznaczonych dietą porcji jedzenia musiałam się zmusić, a i tak wszystko rosło mi w ustach. Niestety tak reaguję. Za to dzisiaj potwornie chce mi się pić. Nie wiem, czy nerwy puszczają, czy po prostu organizm domaga się dawki nieco większej, bo tak sobie wymyślił.