Wtorek, dzisiaj
Wczoraj po prawie tygodniowej przerwie wróciłam do "sportu", zastałe i rozlazłe mięśnie protestują dzisiaj bólem, a stawy w biodrach to już w ogóle odmawiają współpracy. Trudno, moje ciało musi się podporządkować moim decyzjom. Ma ćwiczyć! Choćby bolało. Ma chudnąć!. Choćby znowu depresja wróciła...
Owoce, zupa mleczna, drink. Siłownia długa i sauna. Owoce, wędlinka z puszki, niewiele. Basen. Kolacja za cały dzień.
Ale czekają na mnie jeszcze 2 brizerki, wiec na razie liczę tak:
Zasssane +1524
Siłownia - 1141
Basen -280
BILANS, bez brizerków... +103
Czy czeka mnie nocne chudnięcie.... przez sen... bez-wysiłkowe.... ?....
(te brizerki 2 to 403 kcale, więc bilans ostateczny wyniósł +503. I BARDZO DOBRZE!!
Wczoraj - poniedziałek po depresji kilkudniowej
Takiej z prochami i odlotem duszy. Łatwo nie było.... Lekko nie było.
Bo jadłam z musu, z mdłościami, po 2 kanapki dziennie i jabłko albo pomidora. Ale alkohol pod różnymi postaciami wchłaniałam bez kontroli i samokontroli.
A jak wróciłam po długim łikendzie do domu, to się okazało, że moja szklana waga mnie bardzo nie kocha. Przybyło mi !!! Nie powiem ile, nie zapiszę ile, bo mi ciut wstyd. A poza tym, mam nadzieję, to tylko chwilowe wahnięcie, za kilka dni będzie ok.
Trudno. Zaczynam odrabianie strat. Dziś tylko siłownia.
Bieżnia 73 min, 815 kcali, 7,3 km. Rower 59+134 kcal. W sumie zużyte 1008 kcali.
I tyle.
Jedzenia nie liczyłam, bo i nie bardzo było co liczyć. Odżywiałam się truskawkami, czereśniami i gotowaną fasolka i kalafiorem. Może plasterek wędliny zjadłam, nie pamietam.
Popołudnie i pół nocy poświęciłam na organizowanie i robienie cateringu, synek dziś w nocy kręci w parku film reklamowy i ja mam to towarzystwo nakarmić.
Acha, kupiłam sobie sama szampana, w końcu moje imieniny są tylko raz w roku. Ile kcali jest w przyzwoitym szampanie? Nie mam pojęcia. Mąż odzyskał pamięć moich imienin kwadrans przed północą, przywiózł mi pachnące róże, kradł je na działkach???, i serce milki z pralinkami w kształcie malusieńkich serduszek. Ma to niecałe 700 kcali, ale przecież nie pochłonęłam tego sama i nie w całości... Zresztą na słodkie mnie mdli, już po trzech maleństwach miałam dosyć.
Spać posżłam koło 3, jak już wiedziałam, że kręcenie filmu ma się ku końcowi i że moja zapiekanka z ryba została pochłonięta
paniBaleronowa
17 czerwca 2009, 10:41to na rzecz imieninowych życzeń proszę mi odhaczyć ;). Dużo ciepła, niekalorycznej słodkości i kolorowych depresji rodem z filmu o Baleronowej ;). Ściskam.