Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
czas upału i roweru


20 sierpnia

Wczoraj na basenie dziecko się poparzyło. No, iście rasowa kretynka ! W Grecji 3 tygodnie leżała plackiem na decku płynącego jachtu, najczęściej toples i nawet jej skóra z nosa nie zeszła. A tu poszła na Warszawiankę na niecałe 5 godzin i wróciła mocno czerwona i z buraczkową twarzą. A w nocy ostry bólowy i łzowy atak poparzonych oczu. I spuchnięta cała twarz.

Od rana latanie po lekarzach, telefon do powinowatej okulistki, leki doraźne, apteka jedna i potem druga. Najgorsze, że dziecko cierpi.....

 

Sytuacja została opanowana popołudniem, wyrwałam się więc na rower dopiero przed 16. Zrobiłam 49 kilometrów i, "tradycyjnie" już, boli mnie tyłek. Tamto poprzednie siodełko było jednak o dwie klasy co najmniej lepsze, tyłek bolał tylko na początku sezonu albo po co najmniej 70ciu kilometrach.

 

Zrobiłam dzisiaj taką rewelacyjną zupę ogórkową, że sama z trudem powstrzymałam się od pochłonięcia drugiego talerza. Oni sie radośnie nie powstrzymywali i gar zupy na dwa, trzy dni już dolnym stanem świeci. Moje kochane wołoduchy

 

 

21 sierpnia

Dzisiaj też jest dzień, a ja od 12 powinnam być luźniejsza z czasem. Więc rower, rower, rower...

Gorsze jest to, że Pan i Władca wyjechał. Na dłużej. Na 2 dni. Na całe 2 dni.

 

Popołudniem zrobiłam 43 kilometry, z ogonkiem. W czasie drogi wypiłam tylko pół litra. po powrocie weszłam niebacznie na wagę i .... TRAFIŁ MNIE NA MIEJSCU NAGŁY SZLAG.

czy powietrze wdychane przeze mnie nie jest cokolwiek mocno kaloryczne ???????

skąd się wziął ten cholerny skok do góry???????

 

ide sobie, bo mnie cholera nosi...