Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
sercowe zawody ...


Jako, ze udalo mi sie w koncu wbic w ukochane sztruksy, ktore byly za male od dobrych kilku miesiecy (yes, yes, yes ) moj nastroj podniosl sie niczym most zwodzony i mimo grypska pobieglam do pracy, by pochwalic sie utraconymi kilogramami przed boskim panem menadzerem-kulturysta.

Ach piekny pan A. Wiem ze to nieladnie, bo jestem w zwiazku ale nic nie poradze zawsze sobie do kogos tam platonicznie wzdycham, czy jestem sama czy tez nie.

Jestem jak Florentino Ariza - dom mego serca ma wiele pokoi.

Oczywiscie mialam niejasne podejrzenia, ze moge nie przetrwac tych 6 godzin z goraczka, ale bylam nastawiona pozytywnie i przed oczami rozwijala mi sie wizja mnie samej- oto ja niczym gwiazda kina niemego; blada, oczy romantycznie rozpalone goraczka, wlos rozwiany (bo juz troszke urosl), trzepocze rzesami, wzdycham  – slabne, moze nawet mdleje, i osuwam sie niczym zgrabny kwiat ( z moja waga pewnie bym walnela o ziemie jak kloc, ale niewazne) a on lapie mnie w te muskularne ramiona i niesie... a kto wie moze nawet robi sztuczne oddychanie...

Szczescie mnie jednak zawiodlo, energia sie wyczerpala juz po 2 godzinach, zamiast omdlen rozwalalam wszystko co wpadlo mi pod reke, ludzie nawet na poczatku cos do mnie mowili, ale szybko zrozumieli, ze moje kiwanie glowa to nie efekt zrozumienia tematu tylko odruch znajomy tym, ktorzy kiedykolwiek posiadali buldoga na tylym oknie samochodu …

A do tego zamiast mojego ukochanego menadzera, dyzur mial nasz drugi menadzer, niejaki S. paszczakowaty, sepleniaty, blondyn o lekliwym spojrzeniu, ktorego poza praca ignoruje od dluzszego czasu w sposob chamski i musze przyznac nieladny, na wszelakich mitingach i spotkaniach grupowch za ktore S. odpowiadal staralam sie zawsze wkleic w tlo, siadalam w kaciku i bez krzty szacunku dla przelozonych udajac ze slucham drzemalam, czytalam ksiazke, albo tez niczym ninja wtapiajac sie w kolor tapety sunelam w strone maszyny do kawy albo ciastek i innych zakasek coby chapnac cos zanim reszta ludziskow je wymaca, co z moim szczesciem zaowocowalo efektem ubocznym - S. mnie zapamietal …

Dzisiaj jednak na widok zlej kobiety przeobrazonej w rozciamciana lamage paszczak zmienil sie w rozczulonego patrona pracownikow – Czlowieka Sowe, normalnie jak w lesie, Kacha wywala kubek : UCHU UCHUCHU i usmiech, rozlewam wode :UCHU UCHUCHU i sie cieszy, pohukuje i leci z tymi sepleniacymi rekami pomagac cholerny puszczyk, teraz juz bede musiala byc mila ... co za porazka :(
...ech, czyli jak zykle - taka ze mnie sex bomba jak z koziej dupy skrzypce, Marlin kurde Monroe za piec zlotych...



Nocna pokusa:
                             



  • Suri91

    Suri91

    18 marca 2013, 23:54

    Haha, niezły ten Twój bałaganik pod czaszką :) Masz dystans do siebie i w ogole do swiata, to przydatna cecha. :)

  • SzczeryAzDoBolu

    SzczeryAzDoBolu

    17 marca 2013, 21:42

    hahahha ale się uśmiałem - proszę wytłumacz mi co znaczy, że facet jest "paszczakiem"?:D

  • FiolekAlpejski

    FiolekAlpejski

    17 marca 2013, 17:17

    haha dobre, osuwam się niczym zgdabny kwiat to mi sie spodobało :)

  • Keira86

    Keira86

    17 marca 2013, 16:41

    hehe dobry tekst :)

  • Olenka97

    Olenka97

    17 marca 2013, 16:29

    hehe :) pracujesz w gazecie? bo całkiem fajnie piszesz! do końca buła mi się uśmiechała, i byłam zaciekawiona ! :>