Chipsy paprykowe sa mi za slone wiec zagryzam je zelkami Haribo… kiepski dzien dzisiaj …
…przez nieustanne zucie bele-gowna zbieram przez caly dzien opiernicz wsrod wspolpracownikow … ze schudlam prawie 7 kilo i wszystko tak glupio psuje …nawet piekny pan wiking wdarl sie dzis do kantyny i gwaltem wyrwal mi z rak czekolade oreo… bronilam jej wlasna piersia niczym matka dziecko i zalewalam sie histerycznym szlochem ale oczywiscie byl silniejszy ...zajadam sobie smutki mimo ze wiem jakie to glupie …
Bylo spotkanie z panem K. i bylo dziwnie … nie, nie dziwnie – mdlo… jak wyjscie na lody z nudnym sasiadem – niby milo, ale strata czasu…
… na stacji kolejowej kolanka najpierw wystukiwaly mi makarene, poczym tuz po przywitaniu jakos zamarly …gdzie podziala sie chemia ? gdzie zniknelo to napiecie, ta niecierpliwosc w zoladku, to odczucie ze ma sie nagle jakby za duzo rak i nog, i kazda pozycja ciala wydaje sie nienaturalna i wymuszona niczym poza modelki haute couture, gdzie to wewnetrzne napiecie gdy cisnienie skacze jak po siodmej kawie a kazdy nowy poranek witany jest z psychopatyczna i nienaturalna radoscia … gdzie te dni gdy zycie przypomina polska komedie romantyczna – jest kolorowo, bezsensownie i kiczowato ale na koncu zarysowuje sie cien Dorocinskiego odzianego tylko w dwudniowy zarost… ech…
…wszysko zniknelo… znamy sie, pracowalismy raze pare miesiecy… co sie stalo ? …siedzielismy jak para obcych sobie ludzi, nawet bardziej obcych niz przechodnie na ulicy… jakby te male chwile czulosci ktore sie miedzy nami zdarzyly zbudowaly miedzy nami niewidzialna sciane… nieklejaca sie rozmowa o niczym, wzajemny zal niewiadomo wlasciwie o co, rozczarowanie samym soba i wczesny powrot do domu…
… czuje sie strasznie obca i on jest obcy i jest mi tak smutno, bo nigdy juz nie bede miala pewnosci czy to moglo zadzialac gdyby nie ten wyjazd…
… i boje sie… nie samotnosci ale tego, ze te male uderzenia goraca na policzkach, myzianie motyli w zoladku i inne objawy zblizone do goraczki malarycznej juz sie nigdy nie pojawia w moim zyciu…
… ze wyladuje w przyjacielskim zwiazku/ konkubinacie/ malzenstwie z bardzo dobrym chlopcem, ktorego bede bardzo lubic i bedzie nam sie zylo tak ladnie jak w reklamie przypraw Winiary… i nie bedzie mi ani slodko ani slono, zimno ani goraco tylko zawsze juz mdlo …
Niecierpliwa1980
6 kwietnia 2014, 19:57Pięknie to ubrałaś w słowa. Niestety w życiu często tak bywa i kończy się an tym "mdło",a ja to nazywam "jakoś". Nawet to lepsze,niż "żle " ,czy " daj spokój"...zawsze jakaś minimalna dawka miłego. Tyle,że człowiek wiecznie chce emocji i uniesień, tych niesamowitych "ochów i achów" Jeszce będzie pięknie,zobaczysz!
RybkaArchitektka
5 kwietnia 2014, 21:04kurcz....aki, szkoda!