Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
A po przebudzeniu... wafelki w kuchni wrrrr...


Teraz entuzjastycznie piszę regularnie, mam nadzieję, że uda mi się zachować taka regularność póki nie osiągnę celu, a jestem tak bardzo zmotywowana, że to szok, nawet dla mnie :D W sierpniu mam wesele w rodzinie i oczywiście kilku osobom, które nie widziały mnie od roku opadnie szczęka ( Boże jak się cieszę ;)) Mogłam oczywiście popracować więcej, żeby te szczęki opadły niżej, ale jako, że wzięłam się za siebie ponownie na zupełnie poważnie od poniedziałku, choć ćwiczę od piątku, to pewnie nie osiągnę tego, co zamierzałam. Trudno. najważniejsze, że to osiągnę i ze się pilnuję.

Rano obowiązkowo śniadanie. W  ogóle to tak naprawdę lepiej się czuje z tym jak jem, z tym, że nad tym panuje, wyznaczyłam tego godziny, bo gdzieś przeczytałam, że co 3 godz. jest ok. I rzeczywiście. Plusy:

1) jem mało ( dwie kanapeczki z wędliną drobiową, jakimś warzywem, masłem roślinnym- odrobina dla poślizgu :Di pieczywo pełnoziarniste, na obiad - obiad ) i wychodzi mi 5 takich drobnych posiłków.

2) nie jestem głodna- pierwszy raz w życiu nie jestem głodna, zanim zdążę pomyśleć, już jest kolejna pora posiłku. Ach i nie skupiam się tak na jedzeniu- aż tak nie mysle, kiedy znowu będę jeść. 

3) można tak żyć, boooo...no właśnie- bo nie jestem głodna i co najważniejsze przy takiej częstotliwości posiłków mam ograniczoną ochotę na słodycze.

4) chudnę, bo moja przemiana materii rozbujała się (pa)

Słodycze...  Wczoraj dość mocno zmotywowała mnie tu lepiejzdrowiej.  Mogę zrezygnować ze wszystkiego, ale lody... . No właśnie. Rano śniadanko, kawa, wchodzę do kuchni a tam...powinnam może wstawić zdjęcie- bo pucharek z wafelkami orzechowymi robi wrażenie. No i co, że sobie postanowiłam :D ale język i tak uciekł mi do tyłka a śliną mogłabym zmyć podłogę. Moim umysłem na chwilę zawładnęła opętańcza myśl...pojadę na zakupy i...no właśnie i zabiorę na nie chłopa, to mnie przypilnuje ]:>. To jak się okazuje jest bardzo dobra metoda. Obiecuje się takiemu, że jeśli pomoże, to będzie miał najlepsza laskę na tej planecie i on (jeśli widzi efekty i starania-tak jest w moim przypadku) pilnuje co tam wrzucamy do koszyka. Dla mnie ze słodyczy woda :DCo nie zmienia faktu, że sam sobie nie żałuje i rozkłada to... a wtóruje mu przy tym radośnie moja mama z tekstem "upiekłam serniczek z jagodami" i buch serniczek na stół. Czasem myślę, że robi to specjalnie. I teściowa "to co, wypijecie kawkę? Ukroję ciasto i mam taka dobra czekoladkę " i w efekcie wszyscy przeszczęśliwi, a ja siedzę nad tą kawą i panuję nad odruchami moich ślinianek, żeby nie wyglądać jak bym dostała wścieklizny.

Tak mnie to drażni. Przecież wszyscy wiedzą, że chcę schudnąć. To dlaczego rzucają mi te ciasta i ciasteczka jak kłody pod nogi. jedno jest pewne, chcę schudnąć musze zrezygnować ze słodyczy. Chcę potem utrzymać wagę (coś o tym wiem ), musze zrezygnować ze słodyczy... i zrobię to. Właściwie czuję, że teraz to jest ten moment, kiedy wiem, że już na pewno nawet nie skubnę.