Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
i dni lecą..


Wczoraj mnie nie było bo nie miałam nic ciekawego do przekazania. Grzecznie dietę trzymałam. Dzisiaj jest tak samo. Rano zjadłam kaszę jaglaną na mleku ryżowym z owocami. Później były kanapki. Teraz jestem po obiedzie. Zjadłam zupkę kukurydzianą. 

Pierwszy raz robiłam. Zbyt apetycznie nie wygląda ale jest dobra. Podałam z ryżem żeby było bardziej pożywnie. Te zupki z kukurydzy na ogół są bardziej żółte... Może dałam za dużo marchewki.. Nie ważne. Jak na pierwszy raz myślę, że jest dobra. Mi smakuje :)

Na podwieczorek zjem kisiel, bo mam ochotę, a na kolację mam serek wiejski. Dorzucę trochę pomidorków i szczypiorku. Pycha!

Od wczoraj mam mały kryzys.. Mój organizm domaga się paczki ciastek... To już drugi tydzień jak nie dostarczam mu cukru w postaci słodkości. Dostaje jedynie owoce.. W weekend był sorbet z owocami. Myślę, że za dużo nie miał cukru bo był strasznie kwaśny. Ja bym zjadła jakieś ciasteczka... albo tabliczkę czekolady.. Tak jak kiedyś jadłam. Jedna kostka nic nie daje. Wczoraj sprawdziłam. W sumie czuję się dobrze i myślę, że to są tylko zachcianki. Muszę po prostu czymś zająć umysł i będzie ok.

Wczoraj w końcu ćwiczyłam. Dzisiaj też. Znalazłam na youtube ćwiczenia z wykorzystaniem krzesła, hantli i ręcznika. Takie 40 min plus 10 minut rozciąganie. Dopiero zobaczyłam jaka jestem słaba :) Ale nie zraża mnie to. Dzisiaj dodatkowo był jeszcze interwał na orbitku. W trakcie ćwiczeń przynajmniej nie myślałam o cukrze :)

Nie dam się. Jakieś zachcianki nie będą mną rządzić!

Na jutro mam zaplanowane ważenie. Jeszcze nie wiem czy wejdę na to piekielne urządzenie. Obawiam się, że nic nie zobaczę albo mało co i trochę mnie to zniechęci. Muszę z tym problemem się przespać. Może po prostu zważę się i zmierzę jak zobaczę jakieś rezultaty. Co Wy na to?