Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
interwały po długiej przerwie, mały/niemały
dylemat i kolejne lekcje "nauki jazdy" :-)


Hej Wszystkim!

No i znowu kolejny tydzień minął. Dziś czuję się niezbyt dobrze z powodu pogody - wysoka temperatura sprawia, że mój organizm „wariuje” – tzn. ciśnienie leci mi w dół, boli mnie głowa, nic przyjemnego. Teraz już jest w miarę dobrze. Lubię ciepłą pogodę, ale bez przesady – do 25 stopni jest taka idealna.

W kwestii diety, trzymam się w miarę grzecznie. Od prawie tygodnia nie ruszyłam słodyczy, a to jest już coś. :-) Niestety (albo stety) na niedzielę planowany jest jak zwykle wypiek, bo u mnie w rodzinie to już niemal tradycja – niedziela bez słodkości to nie niedziela. J Oczywiście to ja upiekłam tę pyszność – w tym tygodniu padło na tartę z brzoskwiniami . Wizualnie wyszła mi lepiej niż te moje ostatnie muffinki :-), a jaka będzie w smaku jutro się wszyscy u mnie w domu przekonają,

W tym tygodniu jak najbardziej nie odpuściłam wysiłku fizycznego. Co prawda w poniedziałek i wtorek niestety nie ćwiczyłam, ale w resztę dni nie odpuściłam sobie treningu. Poza „dywanówkami” trwającymi ok. 90 minut było oczywiście bieganie i jazda na rowerze. W środę wydłużyłam trochę bieganie do 50 minut, przebiegłam przeszło 8 km, w czwartek, w ciągu godziny przejechałam na rowerze trochę ponad 19 km, także całkiem nieźle. No, ale wczoraj to chyba dałam czadu. Postanowiłam nieco urozmaicić mój trening biegowy, bo bieg w jednostajnym tempie zaczął mnie nieco nudzić. Zdecydowałam się na trening interwałowy. Aby zbytnio się nie sforsować (bo dawno już nie biegałam interwałów) zaczęłam od niewielu powtórzeń – jeden interwał trwał 4 minuty:  jedna minuta – bardzo szybko, 3 minuty – wolniutko. I tak przez 24 minuty, z prostej matematyki wynika, że zrobiłam 6 interwałów. Przed samym głównym treningiem, oczywiście zrobiłam rozgrzewkę w postaci 10 minut bardzo wolnego biegu, właściwie truchtu. Po treningu też jeszcze sobie  trochę potruchtałam. W sumie wyszło mi z tego dzisiejszego biegania ok. 45 minut, gdzie przebiegłam prawie 6,5 km. Wróciłam do domu porządnie zmęczona, zapomniałam już, że taki trening może porządnie zmęczyć. Byłam dosłownie cała mokra. Porozściągałam się porządnie (obym nie miała na drugi dzień zakwasów) i poszłam się wykąpać. Później co nieco sobie zjadłam – a dokładniej jajko, kawałek śledzia, kawałek chleba z serkiem śmietankowym, pomidora i marchewkę. Później jeszcze około 21 zjadłam kawał białego sera z tuńczykiem i keczupem i kolejną marchewkę – chodzę spać koło 12, także nie zamierzać „głodzić” swojego organizmu przed snem. Natomiast dziś ćwiczyłam tylko rano te swoje „dywanówki” przez 1,5godziny. Na tyle dałam rady, bo później rozbolała mnie głowa i nici z jakiegokolwiek biegania, czy jeżdżenia na rowerze.

Mam jeden mały, a może niemały dylemat. Może to głupie pytanie, ale zastanawiam się, na jakie ćwiczenia mogę sobie pozwolić podczas @. Właśnie ją mam (3 dzień) i być może dla wielu z was to totalne wariactwo ćwiczyć tak dużo i intensywnie podczas @ (choćby dzisiejsze interwały). Zwykle w „tych dniach” brzuch mnie w ogóle nie boli (chyba jestem szczęściarą, bo kiedyś pierwsze dni to była dla mnie masakra), czuję się ogólnie świetnie, także nie widzę powodów, żebym miała nie ćwiczyć. Owszem pewnie mogłabym wykonywać mniej intensywne ćwiczenia, ale ja po prostu uwielbiam szybki, energiczny ruch fizyczny. Oczywiście wykonuję też  jakieś ćwiczenia rozciągające, ćwiczenia na piłce, ale to nie jest to samo, co ćwiczenia, które porządnie mnie zmęczą. Byłam kiedyś też na pilatesie – owszem niektóre ćwiczenia dość fajne, ale większość strasznie mnie nużyła. Przypuszczam, że joga, spacery, albo inne jakieś spokojne ćwiczenia także by mi średnio pasowały.  Natomiast mama mnie straszy, że mogę mieć nasilone krwawienie, albo nawet dostać krwotoku, a w późniejszym wieku mieć pewne „kobiece” problemy . Przez przypadek dowiedziała się,  że mam @ dopiero po skończonych przeze mnie ćwiczeniach tego dnia i zaczęła się ta sama śpiewka, podsumowana tym, ze igram ze swoim zdrowiem i będę jeszcze tego żałowała.  No i mam wątpliwość  - ćwiczyć w te dni jak dotychczas, czy sobie odpuścić . Z jednej strony te mamy „ostrzeżenia” mnie nieco przerażają. Z drugiej strony natomiast nigdy mi się nic nie stało, @ mam dość regularne, z reguły trwają 3-4 dni. Sama już nie wiem, jak mam postępować w tym aspekcie.

W kwestii mojej „nauki jazdy” z bratem, podobno według niego robię postępy. A dokładniej to oznacza, że coraz mniej zapominam o rozglądaniu się (moja wielka bolączka), jestem bardziej uważna, no i nie zapominam o kierunkowskazach. Ruszanie wychodzi mi świetnie. Przećwiczyłam też znów zawracanie na wszelkie możliwe sposoby i naprawdę robię je bezbłędnie. Trochę jeszcze mam problemów z parkowaniem prostopadłym – a to ciągle muszę robić korektę, a to poprawiać całe parkowanie, skośne mi wychodzi znacznie lepiej. O dziwo natomiast nie spodziewałam się, ze parkowanie równoległe zacznie mi wychodzić (wreszcie). Oczywiście najpierw miałam spore problemy, ale już jest coraz lepiej. To chyba całkiem dobrze wróży, jeśli chcę wrócić do zdawania prawka. J

Pozdrawiam Was serdecznie. Miłego tygodnia życzę. J