Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
co po nowym roku...albo co w nowym roku, czyli jak
się z nim zmierzyć z uśmiechem na ustach:)


MHMMMHHHH....Na początek chyba muszę napisać, że wbrew pozorom (bo ludzie, którzy mnie znają w życiu by tak o mnie nie powiedzieli) jestem bardzo skrytą, zamkniętą w sobie i nieśmiałą osobą dlatego też pisanie publicznego pamiętnika odchudzania nie będzie dla mnie łatwe - będzie to nie lada wyzwanie... Zresztą to nawet widać bo na Vitalii jestem już 3 lata.... w lipcu zaczęłam walkę o nową siebie a wpisów niemalże brak....
No cóż to może tyle jeżeli chodzi o takie moje małe zagajenie...

Z racji tego, że tak jak wspomniałam na początku jestem baaardzo skryta to nie będę tu rozpisywać się o tym jak się roztyłam do rozmiarów dodatkowych 30 k, zwłaszcza że są to naprawdę straszne wspomnienia, a nie chcę potem czytać jak ktoś się nade mną lituje albo mówi jaka to ja jestem jednocześnie biedna i silna.... o babciu....

W każdym razie wszystko co rozpoczęłam... co zaczęłam robić miało związek z - no z facetem:) i choć w tej chwili wmawiam sobie, że tak nie jest to i tak gdzieś tam w środku dalej wiem, że pragnę zmienić sie dla niego:) Ponadto o tym musze napisać bo to jest moja wielka i przeogromna obawa.... ogólnie moje kg nie rosły tak z dnia na dzień... najpierw przytyłam 20 kg i wtedy zaczęłam się odchudzać, ale niestety odbiło się to na moim zdrowiu już po tygodniu co sprawiło, że przez ostanie 2 lata dorobiłam się dodatkowych 10 kg... I z perspektywy czasu mogę trafnie stwierdzić, że miałam zaburzenia odżywiania i to naprawdę spore... przede wszystkim nie widziałam sama siebie takiej jaką widzieli mnie inni.... zmieniłam się w wieloryba i nie widziałam tego naprawdę...ale mimo to obsesyjnie chciałam schudnąć, więc katowałam się ćwiczeniami, żarłam - to będzie idealne określenie - mnóstwo tabletek odchudzających - do tego prawie nie jedząc... Waga po 2 miesiącach spadła raptem 2kg. Moja rozpacz i złość byla po prostu przeogromna... aż w pewnym momencie założyłam się z kumplem że schudnę - przegrałam zakład bo nie schudłam w 4 m-ce 15 kg - ale w końcu coś się ruszyło:) poszłam do dietetyka i sobie z nim szczerze porozmawiałam. Dowiedziałam się oczywiście tego co w zasadzie już wiedziałam czyli, że za mało jem, ze źle jem itp, itd... a i co było dla mnie szokiem że za mało pije wody bo piłam przecież 1,5l i do tego inne płyny(m.in. masę coli)...bla...bla bla....

Po wyjściu miałam łzy w oczach ale powiedziałam sobie dam radę... choćby miało to trwać latami ale będę znów wyglądać jak nastolatka albo i nawet lepiej:)
Od następnego dnia zaczęłam pić ok 3 l wody dziennie starałam się eliminować słodycze i fast foody choć i tak jadłam niemalże codziennie i po jakichś dwóch miesiącach ludzie zaczęli mi mówić, że schudłam... gdy weszłam na wagę było -5kg.... ło mattko... w życiu nie zaliczyłam takiego spadku i to mi dało powera:) zaczęłam stopniowo odstawiać słodycze i te nieszczęsne fast foody ale zawsze coś tam podjadałam to moja zmora... Uwielbiam ziemianki więc z nich nie zrezygnowałam ale staram się miarkować ich ilość, żeby nie zatka sobie jelit, ogólnie zaczęłam jeść dużo nabiału, owoców.. w szczególności znienawidzonych jabłek, bez których teraz nie wyobrażam sobie życia  no i od końca września zaczęłam regularnie ćwiczyć....bo kiedyś to uwielbiałam, tylko z braku czasu poszło gdzieś w odstawkę... No i cóż jeżeli chodzi o wyniki.... to w zasadzie dzieliła się nimi tylko w moim prywatnym "pamiętniku"  w exelu gdzie miałam rozpisany harmonogram ćwiczeń i tam opisywałam sobie dokładnie co jadłam i pisałam o moich małych wielkich grzeszkach słodyczowo fast foodowych... I tam właśnie czego mi brakowało... motywacji, kopa, którego mogłabym dostać od Was na Vitalii i się podnieść za każdym razem kiedy się przewróciłam...
Więc jeżeli chodzi o wyniki... to dzięki regularnym Cwiczeniom głównie z Ewą Chodakowską i względnie zdrowej diecie na początku grudnia ważyłam już 75,7 czyli tyle ile jest na pasku, no ale wiadomo kres przedświąteczny i świąteczny nie był łaskawy dla wielu z nas więc na 3 tygodnie w grudniu odpuściłam ćwiczenia i zażerałam sie moimi ulubionymi mikołajami z Goplany do tego w święta ciasta nie ciasta, majonez... i w ogóle - w związku z czym po świętach waga mi pokazała 78,6...AAAAAAAAAAAA.....
Powiedziałam sobie, że tak nie może być i zaczęłam znów ostro ćwiczyć... tydzień temu było już nawet 71... ale teraz przez okropne wstrętne choróbsko woda zatrzymała mi się w organizmie - bo jestem dosłownie opuchnięta - no i jakoś tak nie chciało mi się ćwiczyć w tej chwili jest 74,7... paska nie będę zmieniać na razie bo nie ma sensu...
No i cóż... po obejżeniu dzisiaj niezliczonej ilości videoblogów na YT o tym jak to Panie schudły po 20, 30 kg... mam nową moc, nową siłę i nową motywację do tego by zejść do moich wymarzonych 55kg... Szczerze to mam obawy przed tym trochę... Bo ja wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia i dlatego boje się , ze znów wystąpią u mnie zaburzenia odzywiania tylko tym razem w dużo groźniejszej postaci, zwłaszcza że już się głodziłam wielokrotnie... Mam nadzieję, że będę silna...

No i teraz o moich postanowieniach na Nowy Rok... Przede wszystkim poczuć się znów silną - na początku odchudzania bałam się chudnąć bo gdzieś w głębi wiem, że gdy pare lat temu byłam ładna szczupła i sexowna to do tego byłam mega wredną suką i nie chciałam się znów taka stać...ale teraz czuję, że dzięki moim przyjaciołom tym, którzy przy mnie zostali raczej mi to nie grozi. Oni mnie po prostu ustawią do pionu w odpowiednim momencie. No i drugie być znów piękną, szczupła i seksowną, czyli w zasadzie tą znienawidzoną przez siebie zołzą:P
Przede wszystkim od dzisiaj to wiadomo, że juz nie bo na jedzenie jest trochę za późno no ale od jutra jeść jeszcze bardziej regularnie - bo czasami mi się zapomina o tym.
Do tego - oczywiście stopniowo - odstawić niemalże całkowicie słodycze - ostatnimi czasy przynajmniej co drugi dzień muszę zjeść coś słodkiego. Odstawić ziemniaki, makarony i inne zbędne węglowodany, m.in. napoje gazowane do których jakoś od grudnia powróciła i nie chcą ode mnie uciec. Odstawić ogólnie wszystko co mnie utuczyło. No i co najważniejsze ćwiczyć jak najwięcej... jak najwięcej... Ewka, Jillian, Mel B, Callanetics i wszystko inne co było w moim harmonogramie musi na nowo wrócić i się już wryć na stałe w mój dzienny grafik...

Do rozpoczęcia realizacji celu zamierzam wykorzystać sesję, któej nie mam:) więc mam 3 tygodnie wolnego... Mam nadzieję - co ja piszę  - wiem, że w tym czasie uda mi się na stałe wprowadzić w życie zasady zdrowego odżywiania i to wszystko inne co sobie zamierzyłam. Do tego będę próbowała opisywać - może nie codziennie ale przynajmniej raz w tygodniu co jadła, co ćwiczyła itp, etc...I mam nadzieję, że dzięki temu, gdy się potknę pomożecie mi wstać:)

Tak więc rozpoczynam moją misję... Będącą początkiem nowego życia z uśmiechem na twarzy i z myślą, że musi się udać, bo jak nie mi - to komu:)

A co jeszcze chciałam dodać na koniec- nie jestem żadnym pisarzem bloggerem ani nic z tych rzeczy wieć zdaję sobie sprawę, że często piszę chaotycznie, niekiedy nieskładnie i ogólnie nieładnie...ale piszę po prostu co mi w danej chwili ślina na język przyniesie - nawet nie czytam tego potem, żeby było wszystko tak jak akurat pomyślałam... w związku z powyższym proszę Was Dziewczyny, żebyście nie krytykowały sposobu w jaki piszę czy coś z tych rzeczy... możecie krytykować mnie i moje błędy czy grzechy jak się zdarzą...ale nie sposób w jaki staram się to przekazać, ponieważ to że w ogóle piszę jest dla mnie naprawdę wyzwaniem... Bo tak jak pisałam na początku nie jestem za bardzo wylewną osobą.
Mam nadzieję, że to uszanujecie....

Cel na kiedyś tam - zdrowo dojść do 55kg - ażeby szwagierkowi i wszystkim niedowiarkom koparki opadły:)

Buziaki:*:*:*:*:*:*
  • Charlee

    Charlee

    4 lutego 2013, 22:45

    To kwestia tego , że miałam brzuch wzdęty po wcześniejszych dniach w których więcej jadłam i dlatego aż tyle :) Zobaczymy co za tydzień będzie :)

  • kliniesia17

    kliniesia17

    2 lutego 2013, 21:06

    oczywiście że damy:) jak nie my to kto:)

  • blue.beans

    blue.beans

    2 lutego 2013, 19:31

    Ooooo tak! :) Niech zbierają kopary z ziemi podziwiając piękną, sexy schudniętą Ciebie ;)) I mnie też. Już niedługo :)) Damy radę!