Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
MASAKRAAAA CZYLI KIEDY SIE PODJELAM TRUCHTANIA


:PP

Moje doswiadczenia o bieganiu.


Moze wiekszosci ludzi, ktorzy mnie znaja obecnie trudno sobie to wyobrazic, ale kiedys bardzo lubilam biegac. To byly czasy. Bardzo mi to sprawialo frajde do momentu, kiedy polamalam nogi, w rezultacie czego po spedzeniu 6 miesiecy w gipsach i zaniku miesni, zapomnialam na 16 lat jak sie to robi :)

Otoz moj kolega (nazwijmy go tutaj przyjaciel rodziny, haha) i genialna siostra zobaczywszy mnie niedawno w Polandii stwierdzili, ze musze zrzucic - bagatelka - conajmniej 10 kg. Polske wizytuje rzadko - a to byla moja pierwsza wizyta bez ochroniarza (kochanego mojego buforka emocjonalnego, czyli mezusia). O tej wizycie pewnie napisze kiedy indziej.

W kazdym razie sa takie osoby, na ktorych wsparcie emocjonalne zawsze mozna liczyc - Karolina i Artur.
Wczoraj wiec kupilam se cool nowe szybkobiezki i w podskokach pomykam na pierwszy jogg od chyba 10 lat...(Chociaz bowiem nie uprawialam zadnych sportow wyczynowo, to jednak biegi do odjezdzajacego autobusu jednak sporadycznie mi sie zdarzaly).Nie jestem jednak taka luzara (jednak? w ogole nie jestem i strasznie sie takimi sprawami przejmuje!!!). 
Po wielodniowym rozmyslaniu nad sugestia znajomych - stwierdzilam, ze teraz albo nigdy juz nie zaczne uzywac nog do biegania. Ale solidnie sie przygotowalam. 
Przed pojsciem do sklepu obejrzalam na necie jakie buty i stroje sa obecnie dopuszalne do biegania. Wyszukalam jaki mam rodzaj stopy i jakie buty dobrac (zeby nie wyjsc przed sprzedawca na idiotke, tylko co najmniej semiprofesjonalistke), wyszukalam tez jakies takie bardzo elokwetne nazwy, bo pojde do fajnego sklepu z wyprzedaza a nie do "Pana Bucika" na rogu - wiec pewnie beda mnie obslugiwac kolesie-lalusie z silki . No i skoro nie zaimponuje im figura, to chociaz terminologia zablyszcze. 
Wypisalam sobie to na karteczce. Karteczki sa w moim zyciu bardzo wazne.Wyjscie do sklepu jest dla mnie samo w sobie nieco stresujacym wydarzeniem. Zazwyczaj nie lubie lazic po sklepach, chyba ze mam liste rzeczy napisana na karteczce. Poza tym nie umiem nigdy wycelowac jak sie ubrac na zakupy. Zawsze mi jest za goraco po wejsciu, albo zmokne po drodze, albo wezme na wszelki wypadek za wielki parasol i potem nie mam co z nim zrobic...Albo na przyklad zapomne listy na zakupy i potem chodze nerwowa i nie moge sie w tym jakos odnalezc :)

Nic to - nalezy sie skupic.Pojechalam na Oxford Street i znalazlam taki wielki sklep z butami - nie bede sie rzucac jako jedyna kllientka jak wejde. Wchodze. Miliony butow - nie wiem nawet czy to meskie czy damski - z wrazenia nie umialam znalezc cholernej karteczki... Wychodze. Przeszlam sie troche po ulicy, zeby ochlonac i po godzinie wrocilam. Chcialam odczekac dluzej, ale zaczal lac deszcz, wiec juz bylam przemoczona, bo oczywiscie nie wzielam parasola. Mysle, ze przez ten czas sprzedawcy i tak juz mnie nie pamietali. 

Podejscie numer dwa. Znalazlam ta maszyna do mierzenia nacisku stopy w czasie biegu...

A reszte mozecie przeczytac tutaj: