Za 3 dni minie mi miesiąc, kiedy po raz enty podjęłam się działalności związanej z odtłuszczeniem narządów wewnętrznych i zewnętrznych. Bawiąc się w statystyka to w pierwszym miesiącu diety średnio chudnie się pomiędzy 3 a 5 kg. Patrząc na moje postępy to udało mi się schudnąć 2,1 kg i w piątek powinnam zobaczyć kolejne 0,9 żeby zahaczyć o statystycznie dolną granicę. No to raczej się nie zdarzy. Wprawdzie grilla nie było, bo pogoda nie sprzyjała, za to były kawusie, ciasteczko i browarek, które dla odmiany nie sprzyjają odchudzaniu. Oczywiście trzepałam się po rączce, żeby nie sięgała w zakazane rejony, ale tak cały czas o suchym pysku się nie dało. Dodatkowo ślubny znowu zakupił śliwki w czekoladzie i katuje mnie papierkami. Ze 4 z nich, tych śliwek, w ciągu tego tygodnia zasiliły moje trzewia – niestety. Jak go zaczęłam poszturchiwać słownie, że to nie jest wsparcie, że powinien mnie wspierać, że ja to dla zdrowia robię, psychicznego i fizycznego i żebym mogła dalej sprzątać po nich ten burdel co na co dzień robią, to mi powiedział abym taka cienka w uszach nie była i ćwiczyła silną wolę. A poza tym jest dobrze bo znowu brzuch się schował pod cycki i nie wystaje, to powinnam się cieszyć, a nie pomstować. Aż Ty dziadzie bez problemów trawiennych. Co zje to strawi i w nic mu nie wejdzie. Sam se ćwicz silną wolę. Ale skoro brzuch pod cyckami, a cychalter już nie pozostawia mega czerwonych odciśniętych śladów, to chyba poszukam gdzieś miarki krawieckiej co by zacząć pomiary zapuszczonych obwodów. No i byle do piątku, a w piątek poproszę cyferki w dół, to może jakoś dalej pójdzie. Bo okres pracy zdalnej nie sprzyja, oj nie sprzyja. Bliskość lodówki nie sprzyja. Żrące wokół towarzystwo też nie sprzyja. Ciągłe gotowanie nie sprzyja. Sezon grillowy również nie sprzyja. Generalnie nic nie sprzyja odchudzaniu. Masakra. Sam mój wygląd też nie sprzyja. Na głowie w tej chwili mam ombre z wiejskiej zabawy lat 90 tych, robi mi się monobrew, a cera od światła sztucznego w moim domowym biurze dość mocno poszarzała. Do odmrożonych salonów na razie się nie wybieram, także generalnie warunki mam niesprzyjające.
syrenkowa
3 czerwca 2020, 23:53Dziadzie bez problemów trawiennych :-D. Piękne!
roweLova
3 czerwca 2020, 14:10No jak nic trzeba znaleźć jakieś światełko w tym tunelu :-) Pogoda ładna to jakieś spacery czy coś...męża można wyprowadzać, niech nogi ćwiczy :-D
Lachesis
3 czerwca 2020, 14:27Dla mnie światełkiem w tunelu mogą być tylko cyferki w piątek Psiak zakulał, to nawet na długie spacery nie idzie wyjść Pan od ćwiczenia silnej woli po pracy grzebie w drewienkach, albo zalega przed telewizorem i jeść woła, na spacer to wołami muszę ciągnąć...
Janzja
3 czerwca 2020, 14:08Ja to nazywam: jak brzuch większy od cycków to znak, że coś się dzieje :P. Śliwki w czekoladzie to chwyt poniżej pasa, ślubny ma zdecydowanie sadystyczne skłonności :p. Jakby to były moje śliwki to wrzuciłabym w zamrażarkę i wyciągała po jednej z rozmysłem (patent z zamrażarką wymyśliłam miesiąc temu, troszkę działa).
Lachesis
3 czerwca 2020, 14:29Znaczy ukraść mu śliwki, wrzucić do zamrażalki i wyjadać? Czy on ma wrzucić do zamrażalki i nie pokazywać że ma? Jeżeli on, to niestety ale ja częściej tam zaglądam i wyjem:-)
Janzja
3 czerwca 2020, 14:55:D