Jak te koronamatury się skończą to wbrew diecie uchlam się - o ile w między czasie nie złapiemy koronawirusa. I tak wbrew diecie zaliczyłam w czwartek dwa stresowe pączki i browarek z sokiem no i karkówkę z grilla. Myślałam że z tej okazji łazienkowa podszafkowa w piątek zabije moją nadzieję śmiechem, ale grzecznie 0,4 w dół wskazała. Znam tę mendę i wiem że i tak odpokutuję ten brak reżimu. Być może stres mnie zżera od środka i dlatego coś tam z tyłka spada. Nie kupiłam do tej pory centymetra (a stary nie wiem gdzie jest) żeby pomierzyć zapuszczone obwody i nie pozostawać na łasce tej mendy, ale przyjdzie na to pora. Jeszcze ten tydzień i koniec, empty, a potem będziemy się zastanawiać. Stres jest o tyle większy że mojego dziecka nie interesuje samo zdanie matury a jak najlepszy wynik. Takie choroambitne jest, no i mi się to udziela. Chodzę i wymyślam plany B, jakby jej nie poszło tak jak chce, żeby jakiegoś doła nie zaliczyła. Ja nie pamiętam, żeby moi rodzice się tak przejmowali moją maturą. No ale ja sama się nią nie przejmowałam jak należy, bo do końca nie wiedziałam co chcę robić. Moje dziecko wie. Wszystkie moje dzieci wiedzą. Córka od gimnazjum już wiedziała, syn od 6 klasy podstawówki, a to najmniejsze jeszcze poszukuje. Twierdzi, że będzie kucharzem bo lubi jeść. Na razie. Także niech szuka swojej drogi. Wczoraj upiekłam stresowego murzynka i nawet kawałek zjadłam – ale łazienkowa będzie parskać przy piątku, chyba się zakrztusi. No i to by było na tyle, co jestem w stanie napisać z perspektywy zapuszczonego tyłka przeżywającego jak stonka wykopki jakieś tam egzaminy, gdzie obcy człowiek ocenia coś wg klucza wymyślonego przez drugiego obcego. Czasami jak czytam te pytania to się zastanawiam, kto się z głupim na rozum zamienił - ja czy system. Oczywiście wychodzi mi że system, bo to nie jeden egzamin powinien stanowić o przyszłości narodów. Kiedyś była matura i były egzaminy na studia gdzie był przekrój wiedzy i przydatności kandydata na kandydata, a teraz jeden egzamin często z pytaniami z kosmosu (i nie mówię o fizyce) decyduje o być albo nie być młodego człowieka. Tamten system nie był doskonały, ale i tak był lepszy. A w arkuszach maturalnych pytania często nie są adekwatne do wiedzy i zainteresowań dla wybranego kierunku. W ogóle nie rozumiem systemu. Za granicami ludzie coś sobą reprezentują, piszą jakieś eseje o sobie, komisja czyta, rozmawia z kandydatem, bierze pod uwagę wolontariaty, prace, osiągnięcia. Oczywiście trzeba zdać egzamin maturalny na odpowiednim poziomie, ale na początku trzeba zostać zakwalifikowanym na interview. U nas decyduje papier. I nikogo nie obchodzi że masz niesprawne ręce i ni chuchu z tymi rękoma nie ogarniesz rozłączania przewodów w ładunkach wybuchowych, a generalnie na pirotechnikę idziesz po to żeby nauczyć się konstruować bomby i coś tam wysadzić, do tego masz zaburzenia psychiczne i się po prostu nie nadajesz, ale wystarczy że masz pamięć fotograficzną (wynikająca z twoich zaburzeń psychicznych) i napisałeś świetnie egzamin maturalny. Brawo Ty, brawo system.
MagiaMagia
15 czerwca 2020, 13:01Nie wiem czy zdalabym mature pod taka presja jak teraz. Ja - tak powaznie. PS. Co jakis czas sni mi sie, ze musze wracac do liceum i zdac mature z fizyki (bo bylam w mat-fiz). Budze sie przerazona... i przypominam sobie, ze przeciez ja mam magisterke (i doktorat nawet) ale to tylko zly sen. Jednak chwile mi to zwylke zajmuje. Trzymam kciuki za odpornosc psychiczna maturzystow. To jest chyba jedyna rzecz, ktora ten egzamin sprawdza.
Lachesis
15 czerwca 2020, 18:08Ja bym nie zdała, naprawdę. Liczba bezsensownych informacji powtarzanych do matury mnie przytłoczyła i to tylko samym czytaniem notatek dziecka
MagiaMagia
15 czerwca 2020, 18:37Moze nie bedziemy musialy matury powtarzac ;)