Jestem już po wszystkich uroczystościach tych planowanych i tych z zaskoczenia ( w środę byłam na pogrzebie ,a w piątek na weselu, pogrzeb był zupełnym zaskoczeniem, a na wesele to wiecie,że już od dawna się szykowałam) w każdym razie po 2 tygodniowym obżarstwie zostało mi na plus 1 kg, nie poprawiam paseczka bo muszę go dogonić, we wtorek lub środę wracam do WO, bo na tej diecie czułam się naprawdę dobrze, a po dwóch tygodniach jedzenia jak kiedyś już zaczynam mieć duszności, słabość, senność ale taka okropna z bardzo ciężkimi powiekami, nogi znowu obrzmiałe, woda zostaje w ciele, ale mogę tylko swojej głupocie podziękować,gdzie podziała się lekkość, wiem,że to moja wina bo niepotrzebnie rzuciłam się na mięso (ale ja tak lubię )i oczywiście lody, jestem głupia,ale tęsknię za moimi sałateczkami i moim leczo jarskim , całe szczęście,że chwilowe zauroczenie śmieciowym żarciem kończy się, naprawdę braknie mi warzyw ,nawet nie myślałam,że tak będę tęsknić za nimi, na weselu to pojadłam do mięsa chyba całą zieleninę i wszystkie surówki zgarnęłam na swój talerz, aż moje kuzynki zaczęły się śmiać, ale,że jestem szczuplejsza też zauważyły, a więc biorę się za psychiczne nastawianie i wtorek,środa do roboty, ale tym razem postaram się dłużej wytrwać, ile to nie zakładam ale minimum 3 tygodnie, być może dłużej lub krócej ,zobaczymy ...