Ćwiczę, jem, śpię i próbuję się uczyć. Ostatnie mi idzie najgorzej.
Martwię się, bo minęły dwa tygodnie pracy, a ja zauważam efekt zerowy. W zgodzie z własnym sumieniem-częściowo to moja wina. W weekend popłynęłam ze słodyczami. Cały tydzień chyba będę to odrabiać. Można zgonić na @, ale to jest oszukiwanie samej siebie. Jakbym nie chciała, to bym nie zeżarła. Poprzedni czwartek też grzeszny maksymalnie, piwo, tosty, chipsy. Podsumowując -nie ma się czemu dziwić, że efektów brak. Musze podbudować swoją psychikę. Siłę woli. Poddać się nie zamierzam, o nie nie. Morze czeka. Dzika satysfakcja czeka. Zachwyt w oczach mojego chłopaka. I ja- seksowna w krótkiej, obcisłej sukience.
No, tośmy sobie pomarzyły, a teraz trzeba spojrzeć surowo, kopnąć się w dupę i walczyć każdego dnia mocniej:D
annna1978
16 stycznia 2013, 08:26no to do dzieła mała! nie oglądaj się wstecz, tylko brnij do przodu:)
updown
15 stycznia 2013, 21:31Ojjj weekend...tez toche poplynelam, a teaz sie dziwie, ze nie chudne...Keszcze ta nauka..nie sprzyja odchudzaniu. Paczka mieszanki studenciej do nauki fizjologii to pikuś..Ale poki co 2 dzien minal bezblednie i trzeba sie spiac do dalszej walki:) Tobie rowniez zycze duzo sily i oczywiscie powodzenia w sesji:)