Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
33. góra dół góra dół... góra.


od dwóch miesięcy nie mogę zejść poniżej 115kg. dwa tygodnie temu ważyłam 114,8, ale podejrzewam, że był to wynik odwodnienia, a nie ubytek tłuszczu.
jem zgodnie z założeniami diety, raz w tygodniu pozwalam sobie na grzeszek w postaci butelki piwa lub wafelka, które wplatam w menu, jedząc mniej kaloryczny obiad.
pamiętam, że miałam podobny problem przy barierze 125kg. wtedy pomógł mi protal, ale zrujnowałam sobie zdrowie. i nie wiem, co zrobić.

dzisiejsze smakołyki:
Ś: kromka razowca posmarowana musztardą kremską, dwa plasterki szynki konserwowej, pomidor.
DŚ: pół kromki razowca posmarowanego keczupem, plasterek szynki konserwowej, jabłko.
O: pieczona pierś kurczaka (3/4 pojedynczej) z ryżem (jedna kulka) i brokułami, pomidor; na deser plaster arbuza.
PoKo: jabłko, sok warzywny, pół kromki razowca
napoje: 1 szklanka niesłodzonej kawy z mlekiem; 8 szklanek (2 litry) wody mineralnej gazowanej z sokiem z cytryny; 1 szklanka herbaty czarnej niesłodzonej; 1 szklanka naparu z imbiru - łącznie 11 szklanek czyli 2,75 litra płynów.

aktywność fizyczna: mam pms, więc marzę o świętym spokoju.

pozdrawiam słonecznie.

  • roogirl

    roogirl

    21 sierpnia 2012, 13:48

    Moim zdaniem za mało jesz po prostu. O dziwo żeby schudnąć trzeba jeść. Ja jem tyle razowca co ty przez cały dzień na samo śniadanie. Uwierz mi nie warto się katować i rezygnować z niektórych rzeczy żeby schudnąć. Nie mówiłabym tak gdybym tego nie sprawdziła przez wiele lat diet i licznie kalorii. Teraz dopiero doszłam do tego, że wystarczy po prostu mniej jeść. Pzdr!