Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
wtorek taki spokojny...


do Lubego jadę w piątek. powinnam latać jak z piórem, załatwiając różne sprawy i kupując seksowne ciuszki, a ja siedzę po prostu przed komputerem i planuję kampanię przeciwko Galom. ceterum censeo Galliam delendam esse. tak, szpanuję łaciną. niestety nikt mnie nie rozumie.

dziś jem
śniadanko. jakieś płatki zbożowe z owocami z jogurtem naturalnym. wyjątkowo wstrętne.
drugie śniadanko. precel?
obiadek. kuskus z warzywami z mrożonki i dużą ilością chili (niemrożonej).
poko. budyń waniliowy.

A. zapowiedział, że będziemy dużo ćwiczyć. ja mu będę waflować przy brzuszkach, a on... no na razie muszę znaleźć jakieś ćwiczenia, bo mój zestawik nie wymaga pomocy. ale czuję, że poćwiczymy raz, góra dwa. a potem będziemy już tylko ćwiczyć palce na klawiaturze, łojąc hordy obcych i radioaktywnych bajorek.

buziaczki.
  • szabadabada

    szabadabada

    14 stycznia 2014, 10:34

    podoba mi się skrót "poko" :D trochę podwieczorek, trochę kolacja i brzmi super, chyba skradnę ;)