I już połówka roku za nami. Jak ten czas zapieprza.
czerwiec.
Przypomnijmy sobie, co chciałam na początku miesiąca.
W czerwcu chcę schudnąć trzy kilogramy. Chcę ćwiczyć w systemie trzydniowym (dwa dni ćwiczeń i dzień odpoczynku). Chcę nakłonić Ptyśka, żeby obiad jeść najpóźniej o trzeciej. Chcę jeść więcej warzyw. Chcę przyjmować więcej płynów. Chcę, żeby mi się chciało.
A co z tego wyszło?
Wagowo kiepsko, przytyłam pół kilo. System trzydniowy działał dobrze, dopóki za nadzór nie chwycił się Ptysiek. Zaczęliśmy jeść obiady o przyzwoitej porze. Warzyw jem tyle samo, ile poprzednio. Piję dużo wody. Nie chce mi się kompletnie nic.
2 ●, 2 ●, 2 ● czyli miesiąc bardzo średni
Zaliczyłam również 19 z 30 dni notowania pięciu miłych rzeczy, które mnie spotkały danego dnia. Niestety bywały momenty, że pomimo potężnego skupienia i wysiłku nie byłam w stanie napisać nic...
lipiec.
W lipcu wkroczę do krainy siódemki. Nadal będę się trzymać trzydniowego systemu ćwiczeń. Wprowadzę do diety więcej warzyw i kasz. Kupię ładny pojemnik na lunch. Dokończę program cieszenia się z małych rzeczy i go podsumuję. Pojadę do Krakowa.
To by było tyle na dzisiaj. Miłego popołudnia.