Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
o sobie


Długo tu nie zaglądałam, ale nie miałam o czym pisać. Bo u mnie tak naprawdę nic się nie dzieje. Schudłam do 66kg. Stwierdzam, że nie ma sensu dalej się odchudzać. Po co? Ciuchy na siebie mogę kupić i to wystarczy. I tak nigdy nie będe wyglądać tak, jakbym chciała. Nie pozbędę się wiszącej skóry, cellulitu, biust magicznie nie zrobi się jędrniejszy, jeśli w ogóle można mówić o jakimkolwiek biuście w moim przypadku. Nie wiem, czy to przez ograniczanie jedzenia, czy braku jakiś witamin, ale nie dość że pojawił mi się na skórze straszny trądzik, to jeszcze włosy mi wypadają.

Doszłam do wniosku, że nie ma sensu się męczyć, starać by dobić do jakieś wymarzonej wagi. Jest, jak jest, Teraz tylko musze uważać, żeby nie przytyć i nie pozowlić na ataki kompulsywnego jedzenia.

Tak ogólnie to przechodzę jakiś kryzys tożsamości. Nie wiem, czego chcę od życia. Obecnie mój dzień wygląda tak: praca - dom, dom - praca. I praca, w której się męczę, na samą myśl robi mi się niedobrze. Nie chcę do końca życia pracować na kasie, ale z drugiej strony czuję, że do niczego się nie nadaję. Studia skończyłam tylko na licencjacie i musiałam iść do pracy, bo kłopoty finansowe. Nawet na zaoczne mnie nie stać. Na samą myśl, że jutro muszę iść do pracy, robi mi się niedobrze. Może dlatego udało mi się schudnąć, bo czasami aż nic nie mogę przełknąć, jak myślę o pracy.

Nie mam żadnych znajomych, żadnego życia prywatnego. Ostatnio widziałam się z koleżanką na początku stycznia. Szmat czasu. Co do niej napiszę, to czekam kilka dni na odpowiedź, czuję się, że się jej narzucam. A na moich urodzinach rodzina mnie zaatakowała, dlaczego jeszcze nikogo nie mam. Bo ta i tamta już przecież wyszła za mąż i ma dzieci. Oni nie rozumieją, że mi ta samotność też przeszkadza, a tymi pytaniami jeszcze bardziej mnie dobijają?

Nawet ostatnio moja mama mi powiedziała, że wpadłam w rutynę, która mnie niszczy. Ale jak mam się z tego uwolnić? Zmienić pracę? Łatwo powiedzieć, gorzej z wykonaniem. Chciałabym się dalej uczyć, iść na kursy językowe. A na to potrzebne pieniądze i czas. A z taką pracą nie mogę nawet liczyć na wolne weekendy.

Życie przecieka mi przez palce, a nawet tego nie zauważam.

Kończę ten wywód. I tak nic mądrego nie napisałam. Może jutro będzie lepiej.
  • mysoul224

    mysoul224

    6 sierpnia 2012, 13:24

    No co Ty kobieto! Jeszcze chwilę temu wazyłaś ponad 70 i twierdziłaś że bez sensu, bo nie uda się schudną a tu proszę jak ładnie:) Ja zamiast spadac to znów przytyłam do 68 i po raz kolejny budzi się we mnie duch walki, oby był wystarczajaco silny:) Za Ciebie też kciuki trzymam bo dobrze Ci idzie:)

  • lelilath

    lelilath

    2 sierpnia 2012, 07:52

    Na prawde chcesz sie poddac? Zrezygnowac w tak mlodym wieku? Przemysl to bo zycie mozna zmienic w kazdym wieku i mimo, ze jestem od ciebie starsza mniej niz dekade przekonalam sie wielokrotnie ze nawet z najwiekszych problemow jest wyjscie jesli postaramy sie je znalezc... zawalcz o siebie. Trzymam kciuki!

  • iwona922

    iwona922

    31 lipca 2012, 23:10

    Nie wiem co poradzić , miewam podobnie . Może nie warto całkiem rezygnować z odchudzania , zajmiesz się czymś przynajmniej i może poprawi Ci się humor .