Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zepsuty Pan Kręgosłup, Zlot Czarownic, luteina,
korasy...


...i inne Wieśniary przypadki - czyli "życie, panie, życie".

 

Jakoś tak mnie dawno  nie było, ajejej. Czas pędzi, jak durny jakiś <- czy ja się przypadkiem nie powtarzam? Farmazon sadzę, zamiast popisać sobie, co mi w sercu siedzi i w duszy gra, he he.

 

Kręgosłup wczoraj odmówił mi posłuszeństwa.  Się wyłączył chłopina boleśnie, mimo, że dobra dla niego jestem - nie dźwigam przesadnie (czasem Zochacza, ale to nieczęsto, bo mam surowy zakaz od lekarza i Męża), nie przytyłam znacząco (bujam się w okolicach 60 kg, pod koniec 5 miesiąca ciąży - czyli przytyłam jakieś +/-4 kg, nie jest źle a on dziczeje...), chodzę raczej w płaskich butach. No właśnie - może tu pies pogrzebany? Dzisiaj ubrałam kozaki na obcasie i na razie (tfu tfu) nic mnie nie poskręcało. No cóż - zobaczymy wieczorem. Pewnie mi Jajo jakiś ucisk na nerwa robi - masaże dla ciężarówek niewskazane, ale naświetlanie lampą? Muszę chyba zacząć to robić - działać moi Mili, a nie marudzić ;)

 

Zlot Czarownic uskuteczniłyśmy z moimi Czarnulami i Szfagierrą  Najpierw Luna  i domowy obiad, później Bohema , pety (oprócz mnie to wszystkie... ;)), drinki (bezalkoholowe Mojito  daje radę :P) i ploty. W piątek dołączyła jeszcze do nas dawno niewidziana koleżanka. Siedziałyśmy długo w noc a tematów nie brakowało. Jedyny zgrzyt, to fakt, że odzwyczaiłyśmy się od owej koleżanki i nieco mnie ciężar jej doskonałości przygniótł. Jest cudowną matką, dobrą żoną, rewelacyjnym pracownikiem, ma pasje, które rozwija i zaszczepia dzieciom - które oczywiście też są boskie. Dzieci rzeczywiście ma świetne, fakt :) Jednak przedstawiła wszystko w tak świetlistych barwach, że momentami czułam się jak matka gamonia, bylejaki i szeregowy pracownik i w dodatku osoba bez zainteresowań i nudna na maksa. Cóż - może i tak jest a może po prostu nie stawiam się na takich piedestałach? :) Pomijając to jedno - było super. I chyba częściej trzeba znajdować dla siebie czas, no nie - Gajowa? :) A żeby było śmieszniej - umówiłyśmy się z Czarownicami i razem ze Szfagierrą ominęłyśmy imprezę rodzinną. Cóż - nie można mieć wszystkiego a chociaż lubię rodzinę mojego Pana Mensza, to nie żałuję - bo tam na bank nie było tak fajnie :D A do domu wróciłam kole 1 w nocy - bo odwoziłam jedną z przyjaciółek do Bojana. Niektórzy mieszkają na "większej wsi", niż ja ;) A wbrew pozorom to wcale nie jest tak daleko! :)

 

Co do spotkań z babami - w czwartek pojechałam do daaaawno niewidzianej przyjaciółki. Zapakowałam po pracy Zochacza** i kopnęłyśmy się kilka domów dalej - bo przyjaciółka też Wiczlińska Wieśniara. Gadałyśmy o rzeczach poważnych i o pierdołach. O śmiesznych wydarzeniach i przypadkach smutnych. Mądrze i bez sensu. Subiektywnie i starając się złapać obiektywną prawdę. Wyjaśniłyśmy też sobie kilka kwestii, zdziwiłyśmy się swoimi nastawieniami i w ogóle fajnie było :)

 

Co do ciążowania - to w przypisie na dole jest kwintesencja - mam twardy brzuchol, biorę progesteron  i mam na siebie uważać. Zwolnienia jeszcze nie chcę, chociaż za każdym razem lekarz się pyta, czy aby jednak? Ale jeszcze nie teraz - plan mam, żeby w połowie stycznia z pracy się ewakuować. Tak, żeby jeszcze najważniejsze wyceny na koniec roku zrobić, inwentaryzację klepnąć i pozakładać nowy rok w spółkach (i poukładać plan kont PO SWOJEMU ;)) Połowa/koniec stycznia to chyba dobry termin, tak myślę - jakieś półtora miesiąca przed terminem (a nie, jak z Zosią - dwa tygodnie przed porodem ;)). Zdążę odpocząć. Zdążę się w domu zmęczyć ;) Zdążę sobie poukładać na nowo życie bez pracy. Zdążę zatęsknić za firmą zanim Naleśnik wypełni sobą cały czas i nie będę miała okazji pomyśleć nawet o niczym innym. Tylko musiałam uświadomić swojemu szefowi, że warto zacząć rozglądać się za zastępstwem już, bo nie mamy czasu do marca - jak twierdził... Odbyłam poważną z nim rozmowę na temat mojego macierzyńskiego i wcześniejszego L4 - nie pamiętam, czy o tym pisałam. Trochę się martwię - ale z drugiej strony byłam uczciwa i rzetelnie powiedziałam, jak to widzę. I takiej uczciwości chcę oczekiwać od pracodawcy. Ale lęk pozostał - w dniu rozmowy dowiedziałam się, że w firmie "wymienili' trzy osoby...

No nic to - będzie co ma być. A z moim CV, certyfikatem, papierami i doświadczeniem robotę znajdę, o!

 

Wczoraj pojechaliśmy z Zosiakiem na kulki, do KidsLandu . Mysza hasała z Tatą a ja poszłam sobie do Pepco . I nabyłam - bluzko-koszulę tunikowatą (żadne tam ciążowe, jeno w rozmiarze L) - za 29,99 zł :D I do tego getry, też we wstrząsającej cenie 14,99 zł. I poginam*** dzisiaj po robocie wystrojona za 44,98 zł ;)

 

O korkach w Gdyni, na Chwarznieńskiej, miałam pisać. I się pożalić. Ale co to zmieni? Nic. Soł tylko pozostaje się cieszyć (przez łzy ;)), że rozbudowa ruszyła   i że w 2015 r., jak już skończą przebudowę węzła, to będziemy śmigać z Centrum na moją wieś w 15 minut :)

 

Długo mnie nie było, to dużo mam do pisania. Tak to jest, jak się nieregularnie włazi na V...

 

Zamieszczę za chwilkę kilka zdjęć - słodziaków mojej Siostry. Dostałam oficjalne pozwoleństwo a słodziaki (i co z tego, że nie moje... ;)) warte pochwalenia się na forum :)

 

Buziaki poniedziałkowe!

Ziewająca eM.


PS. W związku z ciążą, imprezą urodzinową kuzynki Męża i zbliżającym się Sylwestrem nabyłam sobie na Allegro trzy kiecki . (cappuccino, granat i czarny - szarą nabyłam wcześniej a czerwonych nie miała pani na stanie - wzięłabym cztery ;)) Też za wstrząsającą kwotę - 124,97 zł (z kurierem włącznie) za wszystko.

________________________________________________________

**Miałyśmy co prawda najpierw z Zosią na basen pojechać, ale Maćko w delegacji był i musiałabym iść z Zochliną sama. To jest jakieś 13 kg szczęścia a mnie wolno dźwignąć do 4 kg. Nie po to luteinę w siebie pcham, nie po to zmusiliśmy w końcu dziecko do samodzielnego łażenia po schodach, nie po to głaszczę się po brzuchu usiłując go rozluźnić, żeby później ni z gruchy, ni z pietruchy targać trzynastokilogramowe dziecię...

***Poginam, jak poginam - teraz to siedzę na tyłku, piszę i czekam na podpisane analizy płatności.

  • kilarka

    kilarka

    8 listopada 2010, 20:41

    czy Ty wiesz mordo Ty moja, że ja jak w pracy podglądnę vitalię to jak widzę, że jest Twój wpis to włażę poczytać go W PRACY? no. Ściskam. I nie dźwigaj słodkiego ciężaru Zochacza, bo Jajco ma być zdrowe i donoszone, a Ty masz to donoszenie przeżyć :) :*

  • Epestka

    Epestka

    8 listopada 2010, 13:45

    Jak to jest, że inni mają takie cudowne dzieci, bajkowe życie i nic tylko się chwalić. A ja? I wiesz, wychodzi mi, że zwyczajnie koloryzują, sprzedają swoje marzenia. To nie dla mnie- twardo stąpającej po ziemi. Pozdrawiam