Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Efekt jo-jo sobie sama szykuję...


...bom durna, jak wał korbowy

Dietę mam ustaloną na ok. 1200 kcal w pięciu posiłkach. I cóż robię? Nie jem mało i często, nie. Albo jem mało i rzadko (mniej, niż karteczka przewiduje) spowalniając metabolizm. No brawo, qrwa***, brawo... A gdy przychodzi weekend? Nie to, żebym się obżerała - ale to, co jem z dietą wspólnego ma niewiele. Takie skrzydełka kurakowe na przykład, pieczone, chrupiące i tłuściutkie. Z frytkami. To właśnie nasz niedzielny (kacowy :P) obiad. Waga z czwartku (60,3 kg) wróciła mi po szaleństwach weekendowych dopiero wczoraj. Najgorsze jest to, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moje zachowania są nieracjonalne, ale jednocześnie brnę w takie zachowania dalej, z jakąś dziwną masochistyczną przyjemnością. Robię sobie na złość, czy co?

Weekend przeżyłam, wspominam go z rozczuleniem - mimo, że intensywny na maksa. Urodziny dla Rodziców (i Szfagierry ;)) w piątek wyszły dobrze (zrobiłam zupę brokułową wedle przepisu Vitalii i to był bardzo dobry pomysł ;)). Sobotnie urodziny chrześniaka też udane :) Przed urodzinami poszliśmy na zakupy ogrodowe do Leroy Marlin***, więc calutki dzień latałam w szpilkach. Na moich urodzinach w Barbadosie nogi odmówiły mi posłuszeństwa i pod koniec tańczyłam na rzęsach :P Tak to jest, jak się idzie na imprezę w nowych szpilkach na 11 cm obcasie...  Zaraz wkleję kilka zdjęć z imprezy udostępnionych przez męża przyjaciółki (która również była jubilatką ;)) W niedzielę natomiast miałam kaca :D Ale dopiero wieczorem mnie dopadł...

Teraz siedzę w domu sama z Misiem, bo Natalka zgarnęła Zosię i pojechały na zajęcia przedszkolne :) Zochacz co prawda nieco jeszcze pociąga nosem - w poniedziałek byłam z dzieciarami u lekarza, bo zakichane a Zocha z gorączką - ale już nadawała się, żeby wyjść z domu. Za to mnie wczoraj wieczorem strzeliło i siedzę teraz nieszczęśliwa, z obolałym gardłem :| Maciek także narzeka na przeziębienie. Nie było go na noc, bo w delegacji mam chłopa - wraca dzisiaj wieczorem. Za to mój Tato nie wiadomo, kiedy z Norwegii z targów wróci, bo ponoć lotniska pozamykane. Siorra w Wawce - też nie wiadomo, co z lotem powrotnym, wesolutko... Mamusi przyplątało się zapalenie okostnej, więc chodzi spuchnięta i obolała. Po prostu petarda, jak mawia mój Ślubny.

Kończę pisaninę i zabieram się za wstawienie kilku zdjęć z bibki. Mam nadzieję, że nie dostanę w czuja od współtowarzyszy zdjęciowych za umieszczenie ich facjat w sieci...


Buziaki środowe!


___________________________________________________
***Nie będę się powtarzać z tą damą
***Altanka i ogród dalej "się robią". Już bym chciała nie mieć robotników, tylko trawkę i grilla ;)

  • calineczkazbajki

    calineczkazbajki

    25 maja 2011, 11:16

    jestes ciekawa jak wygladasz jak masz 70 kg ??? lepiej zrobic wizualizacje :D