Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Po weekendzie w SPA...


...mnóstwo wrażeń, emocji, zakwasów (przepraszam Zbylu: mikrourazów, zakwaszenie organizmu nie boli :)), postanowień i działań. Byłyśmy we trójkę w Odargowie  - tak, jak w styczniu. Cudnie było. Zmieniła się osoba od zajęć ruchowych i masażu (poprzednio była rzeźnicka Pani Lucynka od gimnastyk i nordic walkingów a od masażu jakiś młody chłopak; teraz był to jeden człowiek, zwany Zbyszkiem - rehabilitant, masażysta i "pan od w-fu" ;)) , kucharka była ta sama (bardzo smacznie i  - mimo, że 1200 kcal / dzień - strasznie dużo jedzenia). Na moje oko - obie zmiany (brak zmian :P) dobrze wróżą. Wróciłyśmy wymasowane (Zbyszek ma "ręce, które leczo"), niewyspane, wyćwiczone, wynordicowane , nie głodne, z bolącymi mięśniami i kacem oraz z durną piosenką na ustach  :D Czyli wszystko, jak trzeba :)

Idąc za ciosem - z radości, że kręgosłupy przestały nas napierdzielać - zapisałyśmy się z przyjaciółką na pilates . Zobaczymy, co z tego wyjdzie. W każdym razie cieszę się, że tyłek ruszę i zacznę cokolwiek robić. Czyli, oprócz fajnych wspomnień, wyniosłam z Odargowa coś jeszcze***

W ramach walki z tłuszczem oraz walki o lepsze samopoczucie (fizyczne i psychiczne) - czyli, tak naprawdę w ramach odzyskania kontroli nad kawałkiem życia - dalej latam na liposukcję ultradźwiękami. Efekt nie jest może oszałamiający, ale coś tam się ruszyło i spodnie mam nieco luźniejsze na brzuchu. Czyli dobrze jest :)

W ramach walki o lepsze samopoczucie psychiczne - czyli, tak naprawdę w ramach odzyskania kontroli nad kawałkiem życia - dalej latam na terapię. Czy pomaga? Jeszcze nie wiem ;) A poważnie - pomaga, chociaż łatwo nie jest. Szkoda mi, że musiałam zburzyć sporo, żeby teraz odbudowywać. Nowe przeraża... Czyli - standardowe rozterki terapiowe...

Dieta? W sumie jest. Nie restrykcyjna, raczej zgodnie z planem V., nie objadam się jakoś przesadnie. W Odargowie włączyły mi się wyrzuty sumienia a propos jedzenia, ale starałam się pacyfikować je w zarodku. Jednak zwerbalizowanie emocji i uczuć pomaga :) Czyli uczę się still i wciąż.

Żałoby po Plucie nie przeżyłam, nie przepłakałam, zepchnęłam gdzieś głęboko ten smutek i nie mam odwagi doń sięgnąć. Czyli po staremu :(

Buziaki wtorkowe!

__________________________________________

***Nie mówię tu o winie, które w nocy ukradłyśmy z pensjonatowego baru (się nam skończyło było), bo primo: kradzione nie tuczy, secundo: zapłaciłam za nie rano, kiedy pojawił się ktoś z obsługi :P Plakietkę także ukradłam. Także oddałam... Wino było smaczne :)

  • MartaJarek

    MartaJarek

    23 października 2013, 07:58

    jakiz super wyjazd, pozazdrościć ;)

  • kaja1234

    kaja1234

    22 października 2013, 17:13

    Taki wypad jest potrzebny od czasu do czasu!Miłego popołudnia,pozdrawiam:)

  • marusia84

    marusia84

    22 października 2013, 16:30

    Świetnie wyglądasz !

  • Ebek79

    Ebek79

    22 października 2013, 16:24

    Musiało być bosko! A akcja z winem bardzo mi się podoba:) I ta plakietka... Też mam czasami takie pomysły:) Miłego dnia!

  • mimi123

    mimi123

    22 października 2013, 14:59

    swietnie :) oby wiecej takich wypadow bylo :)

  • asia0525

    asia0525

    22 października 2013, 14:48

    super!!! Zazdroszcze!!!!!

  • Mafor

    Mafor

    22 października 2013, 14:08

    ale fajnie... przypomniał mi sie mój wyjazd z koleżankami do spamu (jak mówi jej córka ;)

  • Envi40

    Envi40

    22 października 2013, 14:04

    O matko, od czytania mi się fajnie zrobiło:) Niezła impra była;) Pilatesu zazdroszczę, u mnie nie ma w okolicy a kiedyś był - fajny był:)

  • malinkapoziomka

    malinkapoziomka

    22 października 2013, 14:01

    cieszę, się, że było super! Trzymaj tak dalej! Pzdr!